piątek, 17 lutego 2012

Historia wyjęta prosto z pieca, czyli współpraca z irene-dancer (porcja 6)

BRADERCIO: Nastała grobowa cisza. Poczułem dreszcz, który przebiegł mi po całym ciele. Mimo to stwarzałem wrażenie opanowanego. Czekałem aż sama coś powie. Nie chciałem jej zmuszać. Usiedliśmy na skórzanej kanapie. Jej twarz pokrywały łzy i smutek. Wyciągnąłem drugą szklankę z barku i nalałem sobie i jej whisky na tzw.'dwa palce'. Wypiła łyk i zaczęła relacjonować przebieg wydarzeń - Po próbie koncertowej w studio nagrań zbierałam się z koleżankami z grupy instrumentów smyczkowych do wyjścia ubierając płaszcz, szalik, czapkę. Wiadomo. I nagle podszedł do mnie pewien nieznajomy mężczyzna w płaszczu. Przedstawił się jako Marco de Villa.Z pochodzenia Hiszpan. W Polsce jest od niedawna. Handluje starymi meblami. Był bardzo uprzejmy i wyznał mi, że jestem jego idolką sceniczną. Że świetnie prezentuje się na scenie jako skrzypaczka. Byłam zmęczona tego dnia. Śpieszyłam się do domu. Dziewczyny nalegały wcześniej bym się z nimi zabrała. Tyle że podróż autobusem trwałaby zapewne ponad godzinę. Nieznajomy podchwycił tą informację i zaproponował, że podwiezie mnie na miejsce, ponieważ akurat jedzie w trasę do Lublina służbowo. Nie wiem czemu się zgodziłam. Miał miłe usposobienie i nie miał złych zamiarów. Wyszliśmy na zewnątrz. Wsiedliśmy do ogromnej Toyoty Land Cruiser. W środku luksusowe wnętrze, drewniane wstawki, takie tam bajery, nie skupiałam się na szczegółach - przerwała na moment by uchylić szklankę do ust - przez całą drogę opowiadał o swoim życiu, o tym jak dobrze się czuje w Polsce, jaki to cudowny kraj. I w pewnym momencie rozmowa przeniosła się na tematy bardziej osobiste. Pytał się czy mam męża? - nie był zadowolony gdy potwierdziłam że jestem mężatką - nagle jego ton wypowiedzi zmienił się, krzyczał coś o bractwie ze bractwo się pogniewa na mnie, że skonasz w męczarniach za to że wiążesz się z jednym mężczyzną..- nie mogłam wytrzymać tego dłużej, akurat stanęliśmy na światłach. Pomyślałam, to dobry moment na ucieczkę. Szarpnęłam klamką od drzwi samochodu i wybiegłam na tyle szybko ile się da. Udało mi się podążyć na przystanek skąd akurat odjezdzał autobus do Mińska Mazowieckiego. Dziękowałam kierowcy że na mnie poczekał...- słuchałem jej z uwagą co jakiś czas uspokajałem ją obejmując ramieniem - Skąd tatuaż za uchem? - spytałem. Przyjechałam tu koło 20. Nagrał mi się na sekretarkę. Cała drżałam. Ten jego głos dźwięczał mi w uchu. Strach był ogromny. Zamknęłam drzwi na wszystkie zamki. W końcu zauważyłam auto, poznałam tego Land Cruisera. Nie wiem jakim sposobem otworzył drzwi. Miał odpowiedni sposób, narzędzia, nie przyglądałam się. Rzucił się na mnie. Przytknął mi do ust jakąś szmatkę. Zrobiło mi się słabo. Poczułam się sennie..i dalej nic nie pamiętam...
IRENKA: "- Zrozum, naprawdę nie mam nic wspólnego z tym człowiekiem! " Byłem w szoku. "O jakim bractwie on mówił?" Natalia zawstydziła się... "Chodzę na pewne spotkania od niedawna...nie chciałam Ci mówić, bo pomyślałam, że będziesz się smiac... Marca widziałam tam kilka razy, ale nawet nie zamienilismy ze sobą słowa. Nie miałam pojęcia, że wie gdzie mieszkam, pracuję...szukałam tam tylko  wsparcia. Brakowało mi tego od Ciebie, bo tak mało czasu spędzamy razem ostatnio... ten tatuaż... musi zrobic sobie każdy, kto wstępuję do grupy. To chyba nic złego...wiesz, takie poczucie wspólnoty..." Myślałem, że przesłyszałem się. "Natalia! To jakaś chora sekta! Jak możesz być tak zaślepiona i naiwna! Natychmiast musimy zgłosić to całe zajście na policji. Ubieraj się, idziemy." Natalia jednak nie ruszyła się z miejsca. "Nie moge tego zrobić Grzegorz..."

Tyle. Bez zakończenia. Tylko trzy kropki...a może aż trzy kropki...choć miejscami zdarzało się mi postawić trzy przecinki ,,, no i co mi zrobicie, spece od kultury słowa pisanego? :) Adios compañeros!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz