piątek, 27 kwietnia 2012

Chciałbym opowiedzieć swoje życie kelnerowi (38)

- I co mój tygrysek robi w kuchni, chowa się przede mną? - zapytała rozbawionym głosem Rosa Jimenez Cano. Znowu to robiliśmy. Zaraz po śniadaniu taka naszła ją chcica, że nie mogłem odmówić jej seksu. Nie dałem poznać po sobie odmiennego nastroju. Miałem ochotę powiedzieć jej o wszystkim, ale wolałem nie robić sobie wrogów zważywszy że była mi potrzebna do realizacji planu odnalezienia Marjorie.
- Tak żabko, tośmy sobie pobrykali, nie czas teraz na chwilę odpoczynku przy orzeźwiającym drinku? - nadal miała dobry humor. Podeszła do blatu kuchennego, chwyciła szklankę napełnioną do połowy mieszaniną soków i wódką a następnie uchyliła do ust i wzięła łyk przechylając głowę do tyłu zamykając przy tym oczy.
- Mmm, tego mi było trzeba - miała minę rozmarzonej nastolatki z uwielbieniem patrząca na mnie jak na przystojniaka z tych babskich gazet ( no wiecie jakich, jak nie wiecie to się spytajcie koleżanek, gdzieś tam chowają pod łóżkiem stare egzemplarze), wypacykowanego, ulizanego, z makijażem, wydepilowanego. Niby ja miałbym być tym kimś? Wolne żarty. Zauważyłem, że dotąd Rosa była mało rozmowna. To ja tutaj się produkowałem od samego początku by umilić czas pani redaktor, naopowiadałem jej mnóstwo interesujących wątków ze swojego życia, a ona co? Tyle że wiem kim jest z zawodu i wszystko wskazuje na to że jest nimfomanką :) Wzięła drinka i usiadła na jasnej skórzanej sofę w salonie. Uczyniłem to samo. Jednak fotel w podobnym odcieniu co reszta mebli bardziej przypadł mi do gustu. Zaproponowałem szczerą rozmowę. Zgodziła się. - O czym chcesz ze mną porozmawiać, najdroższy? - zapytała z wdziękiem. - O tobie, o twoim życiu, o wszystkim co ciebie dotyczy - odparłem z powagą. Minęła chwila, może dwie po czym zemdlała.

mmm chiiiiiiil ouuut :))

http://w181.wrzuta.pl/audio/9rjW4Hty2vv/nothingelsematters

http://w865.wrzuta.pl/audio/95lCnPFmA0P/lalal

wtorek, 24 kwietnia 2012

MOST WANTED

Ten strzępek papieru pergaminowego znalazłem w kopercie zaadresowanej na moje nazwisko w recepcji hotelu De Las Letras bez jakichkolwiek wyjaśnień. Rosa Jimenez Cano była warta 1000 dolców. Ula la... Żywa bądź martwa? Ups. To mi dało do myślenia. Coś jest na rzeczy, a ja nie lubie niedomówień. Już ja ją zmuszę do gadania. Sprawię, że będzie ćwierkać jak słowik w operze!

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Chciałbym opowiedzieć swoje życie kelnerowi (37)

Tymczasem w Warszawie wybiła godzina 22.00. Pod PKiN zebrało się nieformalne (nielegalne) zgromadzenie publiczne pod przewodnictwem Roberta Pedronia. Hasła głoszone na transparentach brzmiały: LGBT MÓWI TOBIE NIE! LESBĄ BYŁAŚ A NAS ZDRADZIŁAŚ! UDAWAŁAŚ NAS OKŁAMAŁAŚ OSZUSTKA OSZUSTKA! - skandowała grupka młodych pseudo kibiców ( pseudo pseudo kibiców) oraz postronnych ubranych w barwne stroje dziwadeł, nakręcana przez gorące wypowiedzi organizatora spotkania.
Rosa Jimenez Cano, to już oficjalnie mogę napisać, była agentką wywiadu hiszpańskiego, działającą na polecenie grup wpływu w rządzie Mariano Rajoy, by zwerbować Michała Bradeniowskiego. Wierni czytelnicy znają fakty wcześniejsze, wskazujące na to że również i on współpracował ze slużbami m.in. pisząc raporty nt śmierci swojej żony. Dlatego też w porę zastosował środki prewencyjne o których wcześniej była mowa. Homoseksualne wpływy nie przewidziały jednego. Że Rosa Jimenez Cano postąpi sprzecznie z ich zamierzeniami i nie wykona zadania operacyjnego. Nie wciagnie Bradeniowskiego do spisku. Spisku mającego podłoże kryminogenne i mającego bezpośredni związek ze sprawą budowy stacji badawczych do wzbudzania fal sejsmicznych w Kalifornii. Tak, wspominałem o tym wcześniej. Sytuacja się skomplikowała. Fergusson dogadał się z gejami w sprawie kontraktu. Wynegocjował dla siebie korzystniejsze warunki, mimo że druga strona uważa że zarobiła na tym krocie. Szczegóły potem. Póki co, Rosa musi się ukrywać bowiem Interpol już wysłał za nią list gończy i grozi jej więzienie.. Jej losy w rękach Michała..cdn

piątek, 20 kwietnia 2012

Chciałbym opowiedzieć swoje życie kelnerowi (36)

Ohhh ehhh ohhh mocniej mocniej mmm - krzyczała rozbestwiona reporterka akcentując każdą sylabę gdy penetrowałem ją intensywnie. Raz szybciej, a raz wolniej. W górę. W dół. I odgłosy stękania, jęczenia, mruczenia itd. Jeśli udawała orgazm to robiła to jak prawdziwa aktorka. W jej oczach widziałem radość ze spełnionego marzenia. Coś na co długo oczekiwała, co dotychczas nie było jej dane, teraz urzeczywistniło się. Stało się faktem. Tylko czekałem aż skończy jęczeć i zmienimy pozycję z na pieska na jakąś inną . Może znowu na jeźdźca..nie a może peryskop, widelec, kowadło, słoń.. Tyle opcji, tylko którą wybrać? Decyduj się Bradeniowski bo drinki "stygną". Słoń! - krzyknąłem i wziąłem się do działania. Rzuciłem ją na bok i po chwili leżała na brzuchu a ja na niej ocierając się o jej pośladki. Wypinała pupę, że aż miło, a moje odczucia seksualne wzrastały z każdą sekundą. Aż nie wytrzymałem dłużej i eksplodowałem. Siła wytrysku była na tyle duża, że nasienie rozlało się po całej pupie. Trochę skapnęło na podłogę. Rosa zadrżała gdy poczuła na pośladkach obecność mojej spermy, cicho pojękując. Wybiegłem z sypialni do kuchni. To było silniejsze ode mnie. Chciałem koniecznie napić się drinka. Wychodzę teraz na egoistę, bowiem nie dość że ją zostawiłem samą w pokoju to nawet nie pomyślałem, żeby i jej przyrządzić coś do picia. I dobrze. Jestem u siebie i postępuje zgodnie ze swoim sumieniem. Co by tu.. ach tak lodówka. Co my tu mamy.. wódka jest, tonic, limonka i kostki lodu. Do szklanki i chlup do gębusi. Zaśmiałem się. Prosta czynność, a cieszy. Czerwono zółte słońce Madrytu zachodziło już za budynkami przy Calle de la Abada. Wyszedłem na taras podziwiać to urokliwe zjawisko. Wodziłem wzrokiem po horyzont rozmyślając o niej. O Marjorie. W końcu to z jej powodu trafiłem tu a nie gdzie indziej. Miała czekać na lotnisku, a nikogo nie zastałem. Żadnej kartki z napisem. Nic. Muszę ją odnaleźć. Koniecznie. Tylko jak? Nawet nie wiem jak wygląda. To jak szukanie igły w stogu siana..
Jednak wpadł mi pewien pomysł, trochę szalony, ale dobrze że jakiś jest. Do jego realizacji przyda mi się niemała pomoc Rosy. Mam nadzieje że córka ogląda telewizję, bo tylko wtedy jest szansa że pomysł się powiedzie...cdn

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Chciałbym opowiedzieć swoje życie kelnerowi (35)

Wstawaj szmato! - krzyknąłem na całe gardło. Nie poskutkowało. Podszedłem bliżej i szepnąłem jej do ucha: Wolisz froterować podłogę niż napić się ze mną drinka? Dobrze. Leż sobie i zbieraj kurz z podłogi - zostawiłem ją i poszedłem do kuchni sam się obsłużyć. Spośród syropów barmańskich ustawionych w rządku przy ścianie brakowało grenadyny. Ale to nic. Wybrałem żurawinę zmieszaną z likierem pomarańczowym i schłodzoną wódką. W jakich proporcjach? Zawsze leje na oko, póki mi się ręka nie trzęsie i wzrok nie stępiony.Wróciłem do Rosy trzymając drinka w lewej dłoni. Po raz drugi zwróciłem się do niej tonem już mniej  ostentacyjnym, bardziej łagodnym i bez krzyków: Możesz wstać. I wstała, tyle że była do mnie odwrócona plecami i nie mogłem ujrzeć jej wyrazu twarzy. Podwinęła sportową sukienkę do góry i zaczęła się rozbierać. Ujrzałem czerwony odcisk od lufy pistoletu na prawym boku nagich pleców. Miała ciemną karnację skóry i brązowe długie włosy aż do szyi. Rosa eksponowała zgrabne i jędrne pośladki oraz smukłe nogi niczym rzeźby spod dłuta utalentowanego artysty ustawione gdzieś w parku na pokaz turysty.
Z tym, że co to za turysta bez aparatu do robienia zdjęć? Bradeniowski. Pomyśl gdzie położyłeś aparat, do cholery? Nie było czasu na szukanie zguby, bo wtem pani redaktor uczyniła obrót o 180 stopni w prawo i  zwróciła się twarzą w moim kierunku odsłaniając drugą połowę nagiego ciała. Piersi lekko obwisłe, płaski brzuch i wygolone okolice krocza. Okej. Napatrzyłem się i wyszedłem na taras. Orzeźwiający drink sprawiał że słońce które podążało ku zachodowi nie paliło mnie tak mocno jak wcześniej. Po trzecim łyku wróciłem z powrotem, lecz nie zastałem tam nikogo.Nic oprócz porozrzucanych rzeczy Rosy w miejscu gdzie tuż przed paroma chwilami rozebrała się na moich oczach. Sprawdziłem w kuchni, w łazience. Tam jej nie było. Drzwi do apartamentu były zamknięte, a klucze trzymałem przy sobie, więc pozostawała tylko sypialnia do sprawdzenia. Ujrzałem ją w środku leżącą na boku po lewej stronie wielkiego łóżka małżeńskiego.
- Zawsze chciałam pieprzyć się z pisarzem który nie dość że ma wrażliwą duszę to i męski charakter - odparła przekonywająco. Pożądała mnie. A ja ją. Nie mogłem się oprzeć jej wdziękom. - Mhm. cdn

niedziela, 15 kwietnia 2012

Chciałbym opowiedzieć swoje życie kelnerowi (34)

Chciałbym ustrzec czytelników o słabych nerwach, przed opisanymi dalej scenami pełnych brutalności, przemocy, gwałtu i niesprawiedliwości. Godzicie się na własną odpowiedzialność, aby spojrzeć przez ciemne okulary Michała Bradeniowskiego i poczuć jak to jest mieć władzę nad czymś, nad kimś..-przyp.autora

Fakt z jaką łatwością udało mi się zbyć obsługę restauracji La Bardemcilla dodał mi skrzydeł. Na zewnątrz panował zaduch i nie przyjemny zapach spalin ulicznego ruchu który dostał mi się do płuc osłabiając moją czujność. Nadal przyciskałem mocno lufę broni do prawego boku pani redaktor co znosiła z bólem pojękując monotonnie. Wyszeptałem jej do ucha, by powoli wsiadła do taksówki, aby zajęła miejsce obok kierowcy i podała adres hotelu De Las Letras - Tylko bez żadnych numerów Rosa - zastosowała się do moich uwag, czyniąc to skrupulatnie. Nie mogłem przewidzieć jednej rzeczy. Pech tak chciał że trafiliśmy na taksówkarza, który był narodowości romskiej. Tak. Był Cyganem. A Cyganie to żebracy, brudasy, oszuści i złodzieje. Ten 'egzemplarz' był czysty i nie próbował jechać okrężną drogą by nabić licznik kilometrów. Bacznie mu się przyglądałem. Przysięgam. Jeden fałszywy krok i jego mózg wylądowałby na przedniej szybie tryskając fontanną krwi. Czy kiedykolwiek zabiłem człowieka? Tak. W Seattle tankowałem na stacji benzynowej i sprawca włamał się do mojego forda crown victoria 97r. Wybił najpierw szybę, zwolnił mechanizm blokujący drzwi i wsiadł do środka. Usłyszałem huk tłuczonego szkła, a że pamięć mnie nigdy nie zawodzi, tak wtedy wiedziałem że mój samochód stał jedyny na podjeździe to wyskoczyłem jak z procy. Już mu się udało połączyć odpowiednie styki i silnik odpalił, ale zaskoczyłem go z lewej strony, przez otwór w rozbitej szybie i chwyciłem go za gardło. Mocno. Bardzo mocno. Udusiłem go na śmierć. Był Romem. Pieprzonym Romem ktory chciał przywłaszczyć sobie moją własność! Tfu.
Wchodząc do hotelu nie odstępowałem Rosy ani na krok. Bałem się że może mnie zdradzić i wykorzystać okazję do ucieczki w tłum ludzi przechadzających się po holu. Moje obawy się nie potwierdziły. Wprowadziłem ją do apartamentu i kazałem jej się położyć na plecach z rękami płasko wysuniętymi za głowę Tym razem przekręciłem klucz w zamku... cdn

sobota, 14 kwietnia 2012

Chciałbym opowiedzieć swoje życie kelnerowi (33)

 Usiedliśmy w rogu przy stoliku nakrytym białym obrusem gdzie z góry padał strumień światła od wiszącej lampy okrytej foremnym kloszem. Jak na porę lunchu to trochę pusto w tym lokalu - pomyślałem z niepokojem. Jak na prawdziwego dżentelmena przystało odsunąłem Rosie krzesło od stolika. Usiadła. Ja, naprzeciwko, opierając ramiona na obrusie złączając dłonie w geście modlitwy. Rzuciła mi porozumiewawcze spojrzenie. Próbowałem puścić jej oko, lecz efekt wyszedł przeciwny do zamierzonego. Spojrzenie zwróciła na młodego kelnera który ewidentnie ukrywał sie za filarem. Czekał na sygnał, na bodziec do działania.
- ¿Que quiere a tomar? - spytał uprzejmie - ja natomiast nie miałem pojęcia o czym on mówi.
-Dos tazas de café macchiato y la cuenta de una vez , por favor *- odpowiedziała Rosa. Wyłapałem pojedyncze słowa domyślając się że chodzi m.in. o cafe macchiato, tasas, kłenta,bez, por fawor, które nie miały wspólnego mianownika, tyle co mogłem sobie transformować na tasak, klienta, bez, por i faworki. - Wydajesz się być spięty - roześmiała się na głos, aż obsługa za barem odwróciła się w naszym kierunku. - rzeczywiście, czułem się trochę nieswojo dając się zmanipulować kobiecie, nie do końca znając jej zamiary.
Na dole mleko, po środku espresso, na górze piana. Tyle można stwierdzić obserwując to, co nam podano. Cafe macchiato, proszę pana. - myśli krążyły chaotycznie jak podniecone plemniki. myślałem że eksploduję. Serio. Miałem dość traktowania mnie po macoszemu.
     I eksplodowałem. Wstałem gwałtownie z krzesła chwytając za obrus który w oka mgnieniu poszybował w powietrzu razem z filiżankami cafe macchiato które rozbryzgały się o posadzkę z trzaskiem. Rosa krzyknęła z pretensjami, a ja nie tracąc ani chwili wyciągnąłem ze spodni KOLTERA RMG-19, przeładowałem i wymierzyłem w jej kierunku. Nakazałem jej unieść ręce wysoko nad głową i odwrócić się do ściany. Wykorzystałem chwilę nieuwagi by chwycić ją mocno za nadgarstek równocześnie lufą kłując ją w prawy bok pleców. -Ała -  pisnęła z bólu - Cicho! - warknąłem. Szczęśliwie dla mnie obsługa restauracji nie widziała gdy wyjmowałem broń. Zakrywałem ją z lewej strony kurtką. Rzuciłem 50 Euro i wyprowadziłem ją na zewnątrz.

* tłum. -Co państwo zamawiają? Dwie filiżanki cafe macchiato i rachunek od razu, poproszę.

piątek, 6 kwietnia 2012

Chciałbym opowiedzieć swoje życie kelnerowi (32)

Madryt, stolica Hiszpanii, blisko 3 milionowe miasto tętniące życiem. Masa ludzi wiecznie uśmiechających się i całujących na powitanie w dwa policzki. Już teraz wiem, że nic tu się nie ukryje. Plotki szybko się roznoszą i o moim przybyciu wiedziało już co najmniej pół hotelu De Las Letras. Buenos días señor Bradeniowski ...Buenos días...Buenos días...- ciągle to samo od przypadkowych ludzi. A ja biedny nie wiedząc co odpowiedzieć przytakiwałem i rzucałem jakieś nic nieznaczące słowo po angielski Yeah. Yes. Hello. A mamusia i tatuś powtarzali: Ucz się pilnie języków. Teraz to się mści, zresztą nic nie wskazywało że trafię do Hiszpanii.
Popijałem pomarańczowego drinka z parasolką siedząc na tarasie balkonowym apartamentu wyciągając twarz do słońca kiedy ni stąd, ni zowąd przysiadła się do mnie kobieta. Musiała wykorzystać okazję, że nie zamknąłem drzwi wejściowych i zrobiła mi niespodziankę. To taki nawyk z przeszłości. Jakoś nigdy nie przyszło mi do głowy, że ktoś mógłby mnie okraść. A to spryciula. Nie będzie to dla nikogo zaskoczeniem, że pierwsze co usłyszałem z jej ust było Buenos días. Dalej nawijała po angielsku. Początkowo podejrzewałem że może chce mi coś sprzedać, albo namówić na jakiś pokaz garnków, lecz zbiła mnie z tropu, bo jej cele były zupełnie odmienne. Przedstawiła się jako Rosa Jiménez Cano, dziennikarka czasopisma EL PAÍS (Kraj) i chciała przeprowadzić ze mną wywiad. - Wywiad? Ze mną? O czym?- sami przyznacie że to dość dziwne. Ktoś taki jak ja, obcy człowiek, nagle staje się obiektem zainteresowań prasy. A nie jestem na tyle naiwny by uwierzyć, że szanowna pani redaktor pomyliła pokoje, lecz jest tu w konkretnym celu. - Słucham panią - odchyliłem się na bok by lepiej ją słyszeć, tak że widziała mnie z profilu. Przyglądała się przez chwilę mojej twarzy, oczom ukrytym pod czarnymi szkłami i zmierzchwionym ciemnym włosom. Wzięła głęboki oddech i wyrzuciła to z siebie. - Najlepiej jak się przejdziemy. W La Bardemcilla na Calle de Augusto Figueroa podają wyśmienite cafe macchiato. Skusisz sie? Wyjaśnię Ci wszystko na miejscu, ale musisz się zgodzić - nalegała i dałem się skusić, bo kobiecie nie wypada odmówić. Tym bardziej tak atrakcyjnej jak ona. Prezentowała się w sportowej sukience z dekoltem opiętej na biodrach, co podkreślało jej zgrabne pośladki i odsłaniało zgrabne nogi. Promieniowała świeżością i energią młodości. Nie to co ja. 35 lat na karku , powolny jak ślimak, bez poczucia humoru, wiecznie nieszczęśliwy, bez pomysłu na życie, zdany na los. Chwyciła moją dłoń i zeszliśmy na dół przed hotel...w drogę..





niedziela, 1 kwietnia 2012

Chciałbym opowiedzieć swoje życie kelnerowi (31)

Nie znałem hiszpańskiego. W sumie.. to nie do końca było prawdą. Podczas wczasów na Wyspach Kanaryjskich wiele lat temu wspólnie z grupką znajomych mi osób z Polski, przyswoiłem sobie pewien zwrot: Una cerveza, por favor ( Piwo, proszę). I proszę mi wierzyć, że tego dnia gdy lądowałem w Madrycie na International Airport Barajas, odczuwałem odgórną potrzebę napicia się piwa. Byle było ono schłodzone.. Tylko jak poprosić o zimne piwo? Żar lał się z nieba, a moja biała przewiewna koszula z krótkim rękawem przesiąkała od potu z chwilą wyjścia z Terminalu 1 na zewnątrz. Przywołałem ręką taksówkę. Ruszyła z piskiem opon i równie efektownie zatrzymała się obok mnie. Zanim musnąłem klamkę białej skody z czerwonym paskiem na przednich drzwiach, rozejrzałem się wokół. Miałem w pamięci masę rozjazdów, teren otoczony ze wszystkich stron niską zabudową o prostej nieskomplikowanej elewacji, miejscami ze szkła. No i oczywiście dotkliwy upał który dawał mi się we znaki. -Znasz angielski? -spytałem po angielsku. Yes, yes amigo. - Zabierz mnie do hotelu o najwyższych standardach. Interesuje mnie apartament z tarasem widokowym na centrum Madrytu, bar, restauracja, fitness, basen, piękne panie, rozumiesz co mam na myśli? - Si, si..to znaczy Yes, yes. senior. W trakcie podróży próbował mnie zagadywać, lecz udawałem że go nie słyszę. Miałem lepsze zajęcie od wysłuchiwania hiszpańskich fraz, których kompletnie nie rozumiałem. Oglądałem przez szybę świat który mi uciekał bezpowrotnie. Początek był nudny. Odcinek od portu lotniczego do rozjazdu na zachód w kierunku centrum i dalej ulicą Avenida de América ciągle to samo. Cztery pasy ruchu po prawej, cztery pasy po lewej stronie. Ruch na drodze umiarkowany. Sucha wypalona trawa przechodząca w zdrowe zielone krzewy i drzewka. Uboga ta roślinność chociaż miejscami zauważyłem celowo posadzony rządek drzewek konkretnego typu, żeby było jasne. Tu się zaczyna cywilizacja, proszę Pana. Tu hiszpański robotnik sadził to drzewo, żeby było jasne, że nie jest ono dziełem przypadku, tylko zamysłu ludzkiego. Marudzę jak zwykle, ale cóż tak wyglądały peryferie miasta, mało zagęszczone, bez pomysłu urbanistycznego. Ale przyszedł długo wyczekiwany moment gdy coś zaczęło się zmieniać na lepsze. Ulica Calle de Maria de Molina już miała coś w sobie z kalifornijskich miejscowości, tyle że ludzi jakoś tak ubyło. Potem w lewo ulicą Paseo de la Castellana minąwszy dwa ronda, na ostatnim skręciliśmy w Calle de Alcalá i w Calle Gran Via. Poczułem znaczącą różnice w stosunku do poprzednich widoków. Czuć powiew królewskiego gustu. Wysublimowane kształty, zdobienia, innowacja budynków. Taksówkarz zatrzymał się i podał kwotę do zapłaty - €10.00.
Wysiadłem i ujrzałem to:


Nie zastanawiałem się dłużej tylko wszedłem wielkim głównym wejściem do holu. Zarezerwowałem apartament na samej górze. Na razie na tydzień. I hulaj dusza piekła nie ma...:)