sobota, 21 lipca 2012

Chciałbym opowiedzieć swoje życie kelnerowi (49)

Ale. No właśnie. Było, jest i będzie dla mnie jasne, że nawet jeśli nie pamiętam wszystkiego co zaszło do tej pory, to mam wgląd w akta. Tu wszystko jest napisane. Proszę bardzo. Weźmy teczkę "Clown's game". Są zdjęcia, notatki, raporty itd. Czytam: "..oskarżony dramatycznie upada na podłogę tracąc przytomność. Tymczasem strzelanina kończy się rozlewem krwi. Ciała pozostałych zostają wyrzucone za drzwi autobusu. Kierowca i clown zamieniają się strojami, by zmylić czujność oskarżonego, łuski pozbierane, podłoga, ściany umyte, broń rzecz jasna ukryta..." Chwilę po przebudzeniu poczułem czyjąś obecność. Czyjaś noga szturchała moje kolano, jak czasem na projekcji w kinie komuś puszczają nerwy i cały się trzęsie. Chociaż nie. Tu tylko nogi się trzęsły jak galareta i drgania przechodziły na mnie.
- Come on, Bradeniowski, to nie czas na drzemkę. Miałeś z nami współpracować, a migasz się, aj migasz - westchnął. Słyszałem pewność w jego głosie. Tak. To był mężczyzna. Nie przyjżałem mu się za dobrze, a szkoda, bo obcym nie należy ufać. - Jest zadanie dla ciebie. San Diego. Piękne miasto. Dużo zieleni. Nabierzmy trochę świeżego powietrza w płuca. Ronnie, wypuść nas - wydał polecenie i drzwi rozsunęły się.



piątek, 20 lipca 2012

Chciałbym opowiedzieć swoje życie kelnerowi (48)

Nie mogę zaprzeczyć, że to co widziałem było wytworem mojej wybujałej wyobraźni. Aczkolwiek to co się stało potem, gdy usłyszałem te przeraźliwe jęki z ciemnego końca autobusu napawało mnie tak ogromnym przerażeniem że schowałem się pod siedzenie. Odgłos zarzynanej świni nie mógł równać się temu, co wszyscy doświadczyli na własnej skórze. Dre..szcz i nieświadomość tego co mnie otacza. Panika nie była w tej sytuacji wskazana, ale brakowało niewiele by przekroczyć cienką granicę między normalnością a obłędem. Oczywiście historia  o wybuchających na stacji  furgonetkach Nessy Burgers, która z założenia miała jeżyć włosy na głowie, była niczym w porównaniu z tym co kryło się tam z tyłu. Mr Spooky zamilkł. Przełknął ślinę raz. Potem drugi. Reszta siedziała przykuta do siedzisk z nadzieją, że to tak miało być. "Trumna na kółkach" miała straszyć i spełniać swoją funkcję należycie. Może i w waszej podświadomości istnieje przekonanie że to wszystko strachy na lachy, ale ja tak nie uważam. Jęki ustały i nastała cisza. Zaryzykowałem i wychyliłem się ostrożnie w stronę kolejnych rzędów siedzeń, gdy nagle.. ktoś zaczął strzelać z broni palnej. Schowałem się znowu. Niekończąca seria strzałów po których słyszalne były walające się po podłodze łuski i za każdym razem przeładowanie trwało mniej więcej 10 sekund. Ujrzałem rękę dzierżącą pistolet Heckler&Koch USP, wyprostowaną poziomo opierająca się o zagłówek, celowała przed siebie. Mały, lekki i żywotny - jednym słowem świetny. Naboje Parabellum. Kaliber 9 mm. Przystosowany dla leworęcznych. I tak też było. Sprawca był mańkutem. Co gorsza, był w przebraniu clowna, co mnie osobiście zmroziło do granic moich możliwości. Osunąłem się na bok i zasnąłem.

czwartek, 12 lipca 2012

Chciałbym opowiedzieć swoje życie kelnerowi (47)

Drzwi amerykańskiego busa z banerem Haunted San Diego Ghost Tour otworzyły się przede mną z hukiem, dawno nie oliwione nadawały się do naprawy. Trochę się wzdrygnąłem, co ubawiło kierowcę, który prawdopodobnie zrobił to specjalnie by mnie nastraszyć. Stałem na schodkach zapuszczając żurawia na tył "Ghost Bus", gdy nagle się okazało, że tylko dwa pierwsze rzędy są zajęte, a dalsze pochłaniała ciemność. To jakaś sztuczka? - pomyślałem. - Trumna na kółkach jest gotowa na przyjęcie zmarłego, sir - parsknął śmiechem. Kompletnie nie przejmowały mnie jego sarkastyczne odzywki, nawet fakt że był bardzo czarny i jego gałki oczne kontrastowały z tą jego bardzo ciemną skórą nie robiły na mnie żadnego zdarzenia. Pierwszy rząd. Zajęty. Kto śmiał zająć? Dwie staruszki po prawej oraz dziewczyna z chłopakiem po lewej. Drugi rząd. Po prawej dwójka żołnierzy U.S. Marine Corpse oraz po lewej dwóch Azjatów.Usiadłem przy oknie w trzecim rzędzie za dwójką młodych chłopaków mięśniaków. Nawet nie zwróciłem uwagi o czym była mowa z przodu wiedząc że było głośno, jednak ważniejsze było zajęcie miejsca. 

Wrzawę i podniecenie ostudził człowiek, który dosłownie wskoczył do środka jak opętany. Niewiele brakowało a zderzyłby się z kierowcą, którego uśmiech nie schodził z twarzy. - Buuu,uaaaa, duuuchy tu i tam, w San Diego straaaszy i Ty i ty się przekonaasz, "Coffin on wheel" żebyś nie zapomniał, że wieczór just begins! huahaha - modulował głosem ten ktoś w przebraniu. Maska kościotrupa i czarna pelerynka z marketu za parę dolców. A i jeszcze środek fluorescencyjny, którym posypał sobie głowę? No proszę was. Spooky. Bardzo spooky. Drzwiczki się domknęły i nie było odwrotu. Mr Spooky ( tak go nazwałem) zaczął swą "mroczną" opowieść:
Niedziela. 7 kwietnia 1989. Na trasie z Fallbrook do Bonsall ciężarówka gastronomiczna firmy Nessy Burger zatrzymała się na stacji zatankować paliwo. I może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt że z chwilą napełniania zbiornika nagle dyspozytor eksplodował. Wszystko poszło z hukiem. Ciężarówka również, a wraz z nią w powietrze wystrzeliły setki, tysiące "burgerów", które zamiast trafić na talerz wygłodniałego klienta, często opadały na żwirowy podjazd, a nawet na asfaltową 13tkę. Nie wspomnę o kierowcy. A raczej to co z niego zostało. Kikut i pół ciała. Flaki na wierzchu. Obrzydlistwo. Nie skończyło się na jednym incydencie. Następny transport Nessy Burgers kończył się w opisany wyżej sposób. To była klątwa. Złe chmury wisiały nad Nessy Burgers..Jednak do czasu, gdy pojawiło się rozwiązanie..

środa, 4 lipca 2012

Dryfuję i nie ma lądu, nie ma..

Źle ze mną. Tak samo jak z Bradeniowskim. Mam już dość! Chcę wyjść z tego piekła! Cholera. Lekarze, za co wam płacę, ruszajcie tyłki! Ratujcie mnie...