sobota, 28 stycznia 2012

Night fever, night fever..( kopia robocza z 15.08.2011)

'Przenieśmy się pare lat do przodu. Michał Bradeniowski postanawia wrócić do Polski. Uznał że w Los Gatos nic nie wskóra poza tym, że uwali się w trzy dupy i będzie ciężarem dla bliskich mu osób. Jednakże czynnikiem determinującym podjęcie ostatecznej decyzji była wiadomośc o śmierci jego żony Joanny. Zginęła w wypadku samochodowym. Świadkowie zeznali, że z niewiadomego powodu kierująca pojazdem peugot 407 kobieta zjechała na przeciwległy pas ruchu na wprost jadącą ciężarówkę i doszło do czołowego zderzenia. Obrażenia wielonarządowe były na tyle poważne, że interwencja pogotowia ratunkowego na nić się przydała. Sekcja zwłok wykazała obecność amfetaminy we krwi. Bradeniowski pojawił się na ceremoni pochowku na warszawskim cmentarzu koło godziny 15. Wyłonił się zza brzozy niczym tajemiczny Don Pedro i podszedł bliżej. Wpuszczanie trumny do grobu wydało mu się czymś normalnym. Teściowie płakali jak bóbr a Michał poczuł się oczyszczony. Nareszcie koniec kłopotów. Może ukladać życie na nowo. Niebo błękitne, bezchmurne, ćwierkanie, świergolenie, pitolenie ptaszków, to wszystko inicjowało początek czegoś wielkiego, czegoś ważnego.'

Jestem lekko wstrząsniety i lekko zmieszany. Początkowo sądziłem, że ktos mi zrobił głupi kawał i zhakował mi bloga, ale po głębszym zastanowieniu hmm uznałem, że to rzeczywiście moje słowa. Raz napisane, lecz wtedy nie opublikowane, zignorowane, zapomniane, dziś mają szanse ujrzeć światło dzienne.
S'il vous plaît :) Jednak jakimś cudem chciałem żeby Bradeniowski wrócił do Polski, tylko odkładałem to na później. Night fever, night fever.. och tak :)

piątek, 27 stycznia 2012

Chciałbym opowiedzieć swoje życie kelnerowi (25)

Im dalej w las tym więcej drzew. Zeszliśmy z głównej drogi błądząc między świerkami, bukami, dębami. Jerry zdawał się znać trasę. Przez całą drogę milczeliśmy. Był śmiertelnie poważny. Raz tylko zareagował dając mi szarą chustę bym owinął sobie nią głowę - Pamiętaj, kleszcz to twój wróg - oznajmił. W końcu dotarliśmy na miejsce. Pogłębiony teren, gdzie znajdował się sporych rozmiarów namiot harcerski, świetnie nadawał się na kryjówkę. Dwa kroki stąd znajdowało się palenisko z pniakiem jako siedzisko. Zaprosił mnie do środka bazy.
Podsunął mi składane krzesełko mówiąc: -Siadaj i słuchaj mnie bardzo uważnie. Musisz sobie zdać sprawę, że to co ci zaraz pokażę to nie są zabawki dla dzieci. - podszedł do stolika, na którym leżała masywna srebrna walizka. Otworzył ją i wyjął broń mówiąc: - To jest Imperator, strzelba gładkolufowa, duża siła rażenia, maksymalna pewność trafienia, niezastąpiona do walki na krótkie dystanse. Kaliber 12 w tym przypadku oznacza, że do broni o tym kalibrze można z funta ołowiu odlać 12 kul o masie 1/12 funta czyli jedna kula waży ok. 38 g. Długość naboju 3 cale, albo jak wolisz 76 mm. Co dalej.. Pojemność magazynka: 5 nabojów, celownik wyregulowany  na 35 metrów - Wstań. I wykonuj moje polecenia - wstałem i chwyciłem broń. Ważyła około 3 kg
-Odbezpiecz broń. Sprawdź czy nie ma naboju w komorze nabojowej. Załaduj magazynek. Przeładuj broń. Oddaj strzał pociągając za spust - wskazał papierową tarczę przyczepioną do wnętrza namiotu - Strzeliłem. BUUUf - Rozładuj broń. Wyjmij łuskę. Odłóż broń na miejsce..Świetnie. Widzę ze masz zadatki na żołnierza - uśmiechnął się.Po tarczy pozostały strzępki. Ponadto kula przebiła materiał namiotu zostawiając wielką dziurę wielkości mojej głowy - Przejdźmy do amunicji - podeszliśmy do stołu gdzie demonstrował po kolei poszczególne rodzaje - bojowa, nabój specjalny z pociskiem BREMKA, nabój specjalny śrutowy typu LUFTKA - obezwładniająca, nabój gumowy CHRABĄSZCZ 20, 30, 50; nabój gumowy BĄK, nabój ćwiczebny 'huk-błysk' oraz proszkowa specjalna, ale na to machnął ręką. Spytałem co oznaczają oznaczenia CHRABĄSZCZA - Im większa liczba tym większa moc rażenia! - wykrzyknął dumnie. - Ćwicz Bradeniowski, ćwicz. Idę zapolować cos na obiad. Czołem! - i zniknął mi z pola widzenia. Czułem się zmęczony. Odłożyłem strzelbę i rzuciłem się na materac.

czwartek, 26 stycznia 2012

Chciałbym opowiedzieć swoje życie kelnerowi (24)

Przy wejściu do lasu ze szlabanem zauważyłem mężczyznę w stroju wojskowym.Stał odwrócony tyłem do mnie. Ledwo co zdążyłem wyhamować na ugiętych nogach, szurając butami po żwirowej ścieżce.Uff.. Zmęczył mnie ten bieg, musiałem odsapnąć chwilę. Usiadłem opierając się o szlaban. To natomiast, nie spodobało się mundurowemu, który podszedł do mnie, szarpnął za ramię tak że podniosłem się z ziemi.
Spojrzałem mu prosto w twarz z lekkim niedowierzaniem.- Jerry, to Ty?? - tyle udało mi się wydusić, aż tyle...- oswobodził mnie z silnego uścisku. - Tak, panie Michale. Nie mamy czasu do stracenia. W lesie czeka broń z amunicją. Jestem zobowiązany pana przeszkolić w posługiwaniu się strzelbą gładkolufową Imperator kaliber 12/76. Czeka nas starcie z wrogiem. Mafia ząbkowska chce pańskiej skóry. Zbliżają się od wschodu przeczesując teren.  Uzbrojeni w Waltery - pistolety automatyczne kaliber 9 mm. My mamy zdecydowanie lepszy sprzęt, ale o szczegółach opowiem jak znajdziemy się w bazie. Rozbiłem namiot jakiś kwadrans drogi w głębi lasu.. - słuchałem go i nie mogłem uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Nie przypominam sobie by kiedykolwiek Jerry wspominał o tym, że jest zawodowym żołnierzem. Bardziej prawdopodobne że spotkałbym go w Stanach, a nie tu, w Ząbkach...
To śmieszne a zarazem bezsensowne, że znowu podążam za czyimiś krokami. Poprzednio Patysia przewodniczyła wędrówce, teraz mój wierny słuchacz z hotelu Los Gatos Lodge.. kto będzie następny. Osiągnąłem cel trzeci pomijają cel drugi. No świetnie. Grunt, że w końcu mogę na kimś polegać... cdn

środa, 25 stycznia 2012

Chciałbym opowiedzieć swoje życie kelnerowi (23)

Serca nasze są jak lodowce, ciepła się boją, zimnem tętniące, śmierdzą goryczą i nienawiścią, tak je tworzymy, złością i tradycją, wielu je ma, będę mieć i ja, tak łańcuch tworzymy i ludzkie szczęście niszczymy, zniszczmy te lodowce to świat ocalimy...- wypowiadałem te słowa kiedyś, czemu mi się nagle przypomniały? Whisky ogrzała moje serce, stopiła lodowiec i zainicjowała początek czegoś nowego. Poczułem się pewnie w swoim ciele. Wstałem od blatu kierując się do wyjścia nie oglądając się za siebie. A Patysia? Zupełnie nie interesował mnie jej los. W tej chwili liczyły się moje potrzeby. Cel numer jeden: wydostać się stąd, czym prędzej ! Cel drugi znaleźć układ odniesienia, w którym będę czuł się bezpiecznie oraz Cel numer trzy: odnaleźć zaufaną mi osobę, najlepiej Jerrego Hugh..
Cel pierwszy został osiągnięty. Przejście do następnego nastręczało pewne trudności, gdyż budynek, który właśnie co opuściłem.. zniknął z powierzchni ziemi. Pozostał tylko skrawek trawy.. zieelonaa trawa.. widziałem zieloną trawę, zamiast zasp śnieżnych.Hej co jest grane? Rozejrzałem się wokół. Opustoszała okolica, gdzieniegdzie niska zabudowa domków jednorodzinnych i jeden pas drogi gruntowej. W oddali dostrzegłem las. Przekląłem swój los! - cholera, pierd***** dziura. Spojrzałem na siebie. W jaki sposób pozbyłem się stroju narciarskiego, tego nie wiem. Ciężko mi to wytłumaczyć samemu sobie. Ubrany normalnie, po europejsku w bawełniane spodnie koloru ciemny zielony, przewiewny biały T-shirt, buty z niewysoką skórzaną cholewką i gumową podeszwą. W kieszeni odnalazłem telefon. Zadziwiające, skąd on się tam wziął. Spojrzałem na wyświetlacz. Masz jedną nieprzeczytaną wiadomość. Nacisnąłem przycisk Wybierz.. i wytrzeszczyłem oczy ze zdziwienia.. UCIEKAJ DO LASU BRADENIOWSKI! CHCĄ CIE DOBIĆ! J.. . J? Jerry? Nie traciłem ani chwili na myślenie, wystrzeliłem jak z procy przed siebie w kierunku lasu..

Chciałbym opowiedzieć swoje życie kelnerowi (22)

Przechyliłem szklankę do ust i wypiłem całą zawartość. Moje ciało przeszedł dreszcz. A to za sprawą linii melodycznej, którą doskonale znałem. Vi luz y subí Carlosa Libedinsky'ego. Usłyszałem ją po raz pierwszy będąc okolicznościowo w Oakland nad jeziorem Merrit w Californi w szkole tańca TANGO MAGDALENA. Przyglądałem się w poczekalni przez szybę na popis artystyczny czarnoskórej pary. Tańczyli tango. Bywałem tam przy najmniej raz w tygodniu a to za sprawą małej Brittany Faulinier, którą odbierałem po zajęciach z tańca.
Urocza mała blond księżniczka. Jej rodzice bardzo o nią dbali. Ustalali jej harmonogram na cały miesiąc. Poza tańcem, chodziła na śpiewanie, na francuski i hiszpańskie. Jak się na nich natknąłem? Jest w tym trochę z przypadku. Na stacji benzynowej tuż przed San Leandro na stanowej 880-ce Faulinier'om zabrakło benzyny. Już miałem wsiadać do wysłużonego Forda Crown Victoria z 1992r. kiedy nagle coś mnie ruszyło. Podszedłem do nich i zadeklarowałem pomoc. Baknot 50-dolarowy w zupełności wystarczył na zatankowanie co najmniej do połowy zbiornika. Żona pana Fauliniera popłakała się z radości. On uściskał mnie mocno z całych sił. Los tak chciał że spotkaliśmy się ponownie w niedalekiej przyszłości. W Oakland wystawiałem zbiór nowych, używanych, rzadkich książek w ksiegarni Spectator Books na 4163 Piedmont Ave. Rozpoznałem Faulinierów stojących przy kartonie z używanymi egzemplarzami. Szukali podręczników dla małej Brittany. Wymieniliśmy się telefonami, zaczęły się wspólne obiady, kolacje. I odtąd stałem się ich przyjacielem. A komu jak nie mnie mogli powierzyć odbieranie córki z zajęć pozalekcyjnych. Od tego są właśnie najbliżsi, nie obcy.
Wracając do tanga. Pierwszą rzeczą w tangu jest obejmowanie partnerki prawym ramieniem. Lewa dłoń wisi w powietrzu mniej więcej na wysokości ramienia. Partner odpowiedzialny jest za stawianie kroków. Partnerka, za podążanie za ruchem jego ciała. Tym, co jest najważniejsze w tangu, to spotkanie z drugą osobą, spotkanie i nawiązanie fizycznego, a przede wszystkim emocjonalnego kontaktu. Mężczyzna w tangu, to odwieczny łowca i zdobywca, mężczyzna dojrzały, próbujący odnaleźć w tańcu siebie i źródło swojej prawdziwej męskości. Kobieta w tangu uwodzi i kusi…Choć poddaje się całkowicie prowadzeniu mężczyzny, to ona jest tutaj na pierwszym miejscu, to dla niej jest ten taniec. Ona czaruje, rozpala zmysły i przekazuje gestami wszystkim dookoła „Patrzcie i podziwiajcie, jaka jestem piękna …”.
Dodając do tego muzykę, wychodzi coś wzniosłego, pięknego...

niedziela, 22 stycznia 2012

Chciałbym opowiedzieć swoje życie kelnerowi (21)

   Śnieg prószył obficie. Kask uciskał mnie w okolicach skroni. Kwadrans już dawno minął, a ja cały czas kroczyłem za patysiowymi śladami zrobionymi na mokrym śniegu. Prawdę powiedziawszy zmęczyła mnie ta wędrówka i moja przewodniczka chyba to wyczuła, bo nagle przystanęła i zwróciła się do mnie słowami:
-Chyba coś źle wstukałam w GPSie. Mieliśmy dotrzeć na ul. Mikołaja Kopernika, a jesteśmy na Christiana Andersena. Dziwne. No cóż. Zróbmy sobie przerwę i wstąpmy do Bertocello's Club. O tam - wskazała palcem na świecący seledynowy neon o zakręconej czcionce - przy okazji dowiemy się czy dotarliśmy w odpowiednie miejsce. - podeszliśmy bliżej do budynku, który wyrósł nagle pośród metrowych zasp śniegu. Wielka strzelista konstrukcja z mansardowym dachem wyglądała majestatycznie w zaistniałych okolicznościach. W jednym oknie świeciło się światło rozchodzące się z końca obszernej sali tanecznej. Drzwi wejściowe miały mosiężną kołatkę w kształcie głowy lwa. Chwyciłem ją. Stuknąłem raz, dwa, trzy..i czekałem aż coś się wydarzy. Po dłuższej chwili dobiegł mnie dźwięk gongu ..i.. drzwi otworzyły się same. Przepuściłem Patysię pierwszą. Weszła bez marudzenia w nieznajome pomieszczenie, a ja za nią. Zdjąłem uciskający kask, rozpiąłem trochę kombinezon narciarski, po czym rozejrzałem się wokoło.
Wnętrze było puste i ciche. Jedynie kraniec pomieszczenia, skąd dobiegało światło stojącej lampy tuż przy oknie, wzbudzał zainteresowanie, a to za sprawą długiej barowej lady i trzech hokerów dosuniętych starannie.
- To ma być klub? A gdzie muzyka, gdzie są ludzie, gdzie barman? - pomyślałem z obawą. - chwila, Bertocello's Club, brzmi skądś znajomo..- Patysia klasnęła w dłonie i zza lady wyłonił się ON. Nie sądziłem, że nasze drogi kiedykolwiek się skrzyżują. Jego oczy mówiły same za siebie. Czarny Kocur Bertocello, tym razem w dostojnym stroju wieczorowym i wyprostowany jak struna, na dwóch łapach i ani drgnął. Zdawał się być w pełni zależny od Patysi, gotów zrobić dla niej wszystko - Napijesz się czegoś Bradeniowski? - spytała, to pytanie zbiło mnie trochę z tropu. Poczułem się znowu samotny i zagubiony. Po czyjej ona jest stronie, straciłem kolejnego sojusznika? - Taak - odpowiedziałem, choć wolałbym nic nie mówić, skończyć w końcu tą całą maskaradę i obudzić się z tego niekończącego się snu. - To co zwykle..whisky z lodem.. oczywiście - odparłem. Kocur dał nura pod ladę, po czym wyskoczył jak z procy lądując na dwie łapy (lekko ugięte w kolanie), trzymając pewnie górnymi kończynami szklankę ze złocistym trunkiem. Sięgnąłem po nią powoli. Poruszył wąsiskami. Odczytałem to jako Dziękuję. Był uprzejmy, tak jak zawsze. Odszedł na stronę. cdn

sobota, 21 stycznia 2012

, po drugiej stronie blatu

Bradeniowski, posłuchaj – właśnie wlazłem do Twojej głowy i śnisz mnie. Za chwilę zrobię log-out, policzę do trzech i wtedy się obudzisz.


Śpiący na materacu w wielkim domu.

Stoliczku nakryj sie

Zurawina  kaktus i bananan, skorupki jajka, piersiowka,  patelnia po pierogach, garden nowosc imprezowa cena party drink, ktos tu spi na materacu w wielkim domu,

czwartek, 19 stycznia 2012

Chciałbym opowiedzieć swoje życie kelnerowi (20)

Tymczasem w Ząbkach na ul. Kopernika pod latarnią stoi dwóch mężczyzn w płaszczu. Jeden z nich miał ciemny kapelusz na głowie. Jest już grubo po północy, koty już przestały miałczeć, ucichły sąsiedzkie awantury. To dogodny moment, by przedyskutować pewne kwestie.
- Na ulicy można przystawać tylko wtedy, gdy się nikomu nie przeszkadza - odpowiedział jeden.
- Hej szefie, mamy problem..eh.. - widać, że był zdenerwowany, cały się pocił - jak ci to powiedzieć..eee.. kojarzysz Bradeniowskiego.. noo.. pracował kiedyś dla ciebie.. Dostałem cynk że przyleciał do Polski i chce... rozliczyć nas z przeszłość..- zamilkł
- Nas? Nie ma nas. Mów za siebie - gdyby głos mógł kruszyć ściany, to ów mężczyzna mógłby tego dostąpić. - Bradeniowski..mmm - no tak wrobiliśmy go w zabójstwo jego żony. (śmiech) Nie wiem jak mu się udało uciec z kraju. Musiały go zwerbować jakieś służby. Nawijaj dalej - zwrócił się do podwładnego.
- Bo widzisz, szefie, .. on właściwie jest już w Ząbkach, jest z nim jakaś kobieta. Wyglądają trochę dziwnie, ubrani w stroje zimowe mimo że jest środek wiosny..Czy.. mam ich załatwić? - zapytał posłusznie
- Tak, oszczędź dziewczynę. Ale Bradeniowskiego masz zabić. Myśle, że jedna kulka wystarczy, co.. - odwrócił się żeby zapalić papierosa.
- No pełen profesjonalizm, ma się rozumieć, szefie! - pełen entuzjazmu opuścił miejsce bez pożegnania.
Latarnia oświetlała postać w płaszczu z kapeluszem na głowie. Mężczyzna rzucił niedopałek do kałuży. Na odchodnym wzięło go na westchnienie: Eh Bradeniowski.. - doszedł do skrzyżowania ulic Kopernika i Powstańców i zniknął za rogiem.

niedziela, 15 stycznia 2012

Chciałbym opowiedzieć swoje życie kelnerowi (19)

- Panie Michale. Czy słyszy mnie Pan? Jeśli mnie Pan słyszy proszę unieść dwa palce prawej ręki w geście pokoju. - Nastąpiła krótka demonstracja - Świetnie. Proszę oddychać głęboko. Wdech i  wydech. Wdech i wydech. A teraz chciałbym, żebyś wrócił do momentu, kiedy po raz ostatni widziałes się z Patysią. Opisz mi gdzie byliście, jak spędzaliście czas ze sobą..
- Pamiętam śnieg. Masę śniegu. Zaspa na zaspie. Odśnieżarki nie nadążały z pracą i efekt starań wysłużonego pługu był mizerny. Patysia prowadziła mnie udeptaną ścieżką, a po obu stronach tej ścieżki metrowe zaspy. To nie była California. To miejsce nie przypominało Stanów Zjednoczonych Ameryki.
- Zdziwiony? Jesteśmy w Europie, mój drogi! Nie cieszysz się z powrotu do kraju? Ale z ciebie patriota, Bradeniowski - wrócił sarkazm w jej głosie. Miała na sobie ciepłą czerwoną kurtkę z 'włochatym' kapturem, czarne workowate spodnie i zimowe buty na rzepy. Gdzie zniknęło jej anielskie 'wdzianko'? Ja natomiast miałem na sobie srebrny kombinezon,  mniej więcej taki jaki noszą skoczkowie narciascy. Gruby i śliski z zewnątrz materiał utrudniał mi chodzenie. Musiałem uważać, abym nie wyrżnął jak długi na oblodzonej nawierzchni. Ponadto buty zimowe na grubej podeszwie oraz kask.
- Co? Jak to w kraju, w Polsce? - zdziwiony do potęgi nie rozumiałem znowu co się ze mną dzieje. Jeszcze niedawno rozmawialem z aniołem a teraz z kim. Zeszła na ziemię i przybrała postać śmiertelniczki, ale jak to możliwe?- masę pytań zaprzątało moją biedną głowe, a odpowiedzi na nie jak na lekarstwo.- Gdzie jest Pałac Kultury i Nauki? Nie ma, czyli oszukujesz mnie Patysia, nie jesteśmy w Polsce! - to co zdążyłem zobaczyć przez szybke kasku ewidentnie kłóciło się z tym co mówiła, ale podążałem za nią do chwili kiedy zatrzymała się, odwróciła do mnie przodem i rzekła:
- Tak. W warszawskich Ząbkach. Chcę ci kogoś przedstawić. Ale musisz uzbroić się w cierpliwość. Jeszcze..hmm ja wiem, z kwadrans i będziemy na miejscu. Przestań marudzić. Starzy znajomi oczekują twojego przybycia więc ruszaj się szybciej, ale już! - zmusiłem się jakoś, choć nie jest łatwo wysłuchiwać czyiś poleceń, tym bardziej jak dowódcą jest płeć piękna. cdn

środa, 11 stycznia 2012

Światełko w tunelu

Gdzie się podział Michał Bradeniowski? Jest w bezpiecznej odległości od Was. TAK. Musicie wiedzieć, że Michał nie jest sam. Czuwa przy nim anioł. Prawdziwy anioł stróż. Patysia. Zaprzyjaźnili się. Powiem nawet więcej. Widzę, że mają się ku sobie i gotowi są na zbliżenie. Są tak blisko, że niemalże ich ciała stykają się w kilku punktach. Skąd ja to wiem? No prosze was, jestem autorem. Ja wiem wszystko :)
Czas przydzielić Bradeniowskiemu rolę kochanka. Nie udało mu się z Asią, to niech spróbuje z Patysią!
Popełniłem poważny błąd zapominając o słynnym kocurze o imieniu Bertocello, bowiem dzięki niemu wielu mężczyzn mogło się nauczyć zasad dobrego wychowania, co niewątpliwie pomogło im w zdobywaniu kobiet. Obiecuje, że wróci na swój tor i nieraz jeszcze zaskoczy.
Pozostaje jeszcze nie zakończona kwestia z Jerrym. Ale to może jeszcze poczekać. Tyle na dziś.
Pozdrawiam. Bradercio