czwartek, 31 maja 2012

Michał Bradeniowski w RBB (cz.2)

Wracamy do rozmowy z naszym gościem. A przypomnę że jest nim Michał Bradeniowski, znany państwu jako poszukiwacz przygód, własnej tożsamości, wielokrotny mistrz walki z cieniem, ze śmiercią, z losem. Po tym sentymentalnym kawałku country czas zadać Ci kolejne pytanie. Masz już za sobą stosy manuskryptów, listów, felietonów głównie do miejscowych gazet, a dotąd nie doczekaliśmy się żadnej powieści. Albo ukrywasz coś wielkiego przed opinią publiczną, albo zdałeś sobie sprawę, że nie sprawdzisz się w roli powieściopisarza?
Sprawa wygląda tak James..
Harry..jak Harry Truman 
Tak. Nie wystarczy usiąść z kartką papieru przed sobą i ołówkiem, względnie piórem i ot tak napisać powieść jednym tchem. No chyba, że mam zadowolić bandę imbecyli co nie uważali w szkole, jak się im wpajało do ich pustych łbów, że trawa jest zielona, a niebo jest niebieskie. Owszem kasa może i się zgadza, ale pozostaje brak satysfakcji i dumy, że napisałem coś wzniosłego, niezwykłego. Wybudowałem pomnik trwalszy niż ze spiżu, strzelający nad ogrom królewskich piramid..itd itd To Horacy. Dzieła moje po śmierci nie przeminą, pozostaną w myślach każdego z nas. Listy miłosne. Kto teraz pisze listy do ukochanej? Ta wasza era internetu. Kopiuj, wklej i po krzyku. Aż żal serce ściska..
Z tym bym polemizował. Na pewno jest to oszczędność papieru, wkładu długopisu, nerwów, kosztów wysyłki tradycyjną pocztą! A internet to internet. Wzorzyste kartki w szlaczki, kropki, gwiazdki, serduszka, kotki, pieski, małpki itd. Wybór jest ogromny. A ty próbujesz zwodzić słuchaczy i wymigać się od odpowiedzi. Będzie powieść? Tak czy nie?
Tak, ale na pewno nie wydam jej w Polsce, bo jest zbyt kontrowersyjna na obecne czasy i wątpię by ktokolwiek ją zrozumiał abstrahując od liczby stron, która niejednego by odstraszyła. Owszem liczę na wąskie grono ludzi myślących inaczej, to znaczy doszukujących w tekście tzw. drugiego dnia, bo nie da się wszystkiego dosłownie powiedzieć. Nie ma mowy o jedności miejsca, czasu i akcji. Tworzę powieść nowoczesną gdzie wszelkie środki stylistyczne mieszają się jak w gorącej zupie warzywnej doprawionej solą, pieprzem, oregano..Powieść ukaże się za pół roku. Radzę się ustawić w kolejkę, bo zaręczam że ciężko będzie uzyskać autograf. Greenlight Bookstore 686 Fulton Street, Brooklyn, Nowy York. Zapraszam.
W imieniu gościa również zapraszam na to spotkanie. Greenlight Bookstore 686 Fulton Street, Brooklyn, Nowy York. Kiedy dokładnie, żeby nasi słuchacze mogli sobie zapisać w kalendarzyku?
Chyba mówię wyraźnie. Za pół roku.
Okej. Wrócimy do rozmowy po krótkiej przerwie muzyczno-reklamowej. Do usłyszenia

wtorek, 29 maja 2012

Michał Bradeniowski w RBB (cz.1)

Audycja nocna w Radio Berna Bis z dnia 29.05.2012 - zapis rozmowy z Michałem Bradeniowskim o nałogach, kobietach, własnej twórczości, planach na przyszłość

Zgodziłeś się na rozmowę w studio pod jednym warunkiem, że puścimy jakiś kawałek country. Przystaliśmy na twoje warunki i mamy coś dla ciebie, natomiast usłyszymy ten kawałek dopiero po przerwie, bo teraz chciałbym zadać tobie kilka pytań. Nasi słuchacze są bardzo ciekawi co u ciebie, czemu się w końcu nie odnajdziesz w tym świecie? Twoje plany za każdym razem biorą w łeb, sam chyba nie jesteś w stanie określić gdzie jest twoje miejsce. Gdzie jest Patysia, gdzie Jerry?
Moje miejsce jest tam, gdzie się urodziłem, czyli w Polsce. Tylko gdzie ona teraz jest, tego nie jestem w stanie powiedzieć. Szukam córki od dwóch lat narażając własną skórę i nie poddaję się. Wierzę że kiedyś ją zobaczę. Z Patysią nie mam żadnego kontaktu, chociaż gdybym ją kiedyś zobaczył pewnie powiedziałbym jej to co teraz: Patysiu. Ja się gnie gniewam. Chodź przytul się do mnie. Nie płacz kochanie. A z Jerrym się widuje prawie codziennie, bo pracujemy w tej samej firmie usługowej na podobnych stanowiskach. Naszym orężem jest szczotka, kubeł z wodą i detergenty. Sprzątamy od 6:00 do 18:00. Fajnie jest. Podoba mi się.
Aaacha. Może przejdźmy do innego tematu. Znamy Ciebie Michał jako kobieciarza, może..urodą nie grzeszysz, ale kobiety coś widzą coś w tobie, co przyciąga je jak magnes. 
Myślę, że nie mam tu nic dodania. 
Mhm. Myślałem ze opowiesz słuchaczom o swoich podbojach seksualnych.
Pies myślał i zdechł. Nie wiem kto ci pisał te pytania, ale zapewne sam ich nie pisałeś. Puszczaj to country bo mi zaraz nerwy puszczą!
Cezary Makiewicz. Wszystkie drogi prowadzą do Mrągowa. Życzę miłego słuchania na falach Radia Berna Bis:

czwartek, 24 maja 2012

Chciałbym opowiedzieć swoje życie kelnerowi (43)

Wspomnienia uciekły jak ręką odjął. Malownicza sceneria Sanborn-Skyline County Park o której właśnie rozmyślałem, przemieniła się w pustą foremną przestrzeń przypominającą windę. Na nieszczęście windę bez drzwi. Prostokątny panel z przyciskami zauważałem w odległości około trzech metrów na prawej bocznej ścianie. Podszedłem bliżej i zacząłem przyglądać się przyciskom, znakom, napisom. Świeciło się zarówno 11 i 3 piętro. Co więcej, ku mojemu zaskoczeniu, przypisano im nazwy niebo i piekło. Nie wziąłem tego na poważnie, bo przecież o ile sobie dobrze przypominam, nie sądzę bym z własnej woli targnął się na swoje życie bądź komuś by zależało na unicestwieniu mnie - Michała Bradeniowskiego, człowieka z klasą, dziennikarza, pisarza, redaktora, Polaka. Niechby któryś próbował splunąć na polską flagę, obiecuje że spluję na jego kraju i na koniec publicznie podpalę.
Ale wracając do sytuacji w windzie.Chciałem się przekonać czy winda spełnia swoją funkcje, bo jak na razie stoję albo w niebie albo w piekle. Spróbujmy więc nacisnąć np...5. Nic. Żadnej reakcji. Przyciski świecilły się tak jak dotychczas. Myślałem że chociaż odczuję przeciążenie wynikające z przyśpieszenia lub opóźnienia windy.Nic z tych rzeczy. Jednak póty dzban wodę nosi póki się ucho nie urwie. I stało się. Wielki wybuch który rzucił mnie na drugi koniec ściany/ Eksplozja zniszczyła doszczętnie panel. Dziura w panelu stanęła w płomieniach, natomiast to co wyjrzało z niej przerosło moje oczekiwania. To była Patysia! Nie anioł, a diablica!

sobota, 19 maja 2012

TAKE ONLY PHOTOGRAPHS... LEAVE ONLY FOOTPRINTS


Co roku miliony ludzi odwiedza Santa Clara County's Parks. Chrońmy naturalne środowisko przestrzegając następujących zasad i regulacji:

Pojazdy: Kontroluj dopuszczalną prędkość na drodze. Nie dopuszczaj próby zjazdu z trasy, gdyż oznaczać ona będzie wjazd na teren wolny od ruchu pojazdów, przeznaczony wyłącznie dla pieszych w obrębie kempingu lub szlaku.

Śmieci: Składuj w odpowiednich pojemnikach. Śmieci poddawane są recyklingowi.

Psy/ zwierzęta domowe: Dozwolone na wszystkich szlakach, chyba że oznaczony nie upoważnia do wstępu. Wymaga się stosowania smyczy o długości nie przekraczającej 6 stóp długości

Broń: Broń palna, pistolety gazowe, strzelanie z łuku i paintball są zabronione

Alkohol: Dozwolony w miejscach piknikowych i na kempingach. Nie dozwolony na parkingach.

Pływanie i brodzenie: Zabronione we wszystkich jeziorach, strumieniach, zbiornikach zaporowych

Flora i fauna: Zabrania się dokarmiania ptaków i innych dzikich zwierząt oraz zrywania gatunków roślin objętych ochroną.

Ogniska: Nie wolno wzniecać płomienia w pobliżu szlaku leśnego. Wolno to robić na otwartej przestrzeni, na kempingu używając do wzniecania ognia węgla drzewnego .

Witamy w Sanborn Skyline County Park. Park o powierzchni ponad 3688 akrów położony w górach Santa Cruz między Saratogą a Skyline Boulevard zalesiony sekwojami i dębami oferuje piesze wycieczki, biwaki, kempingi i piknikowanie przez cały rok. Ponad 15 mil dostępnych tras dla zwiedzających tę malowniczą okolicę...Kto to pisze te broszurki turystyczne? Jakiś idiota uważający się za dziedzica parków narodowych w Santa Clara? Panie idioto, przywracam pana do porządku jednym ruchem ręki i nalegam by następnym razem opisując trasy i punkty charakterystyczne na mapie, zamieścił pan informację o najbliższym sklepie ogólnospożywczym, bo w końcu na głodnego to ja nawet tej jednej mili nie zdołam przejść, a bez whisky to nawet nie ma mowy wyprawie...eh

niedziela, 13 maja 2012

Chciałbym opowiedzieć swoje życie kelnerowi (42)

   Minął tydzień pobytu w Saratoga Oaks Lodge a mi zaczynał doskwierać brak przygód. No bo w końcu przyjechaliśmy tu w wiadomym celu, o czym chyba moi koledzy zapomnieli, prawda? No właśnie. Spójrzcie no, pastor był tak bardzo zajęty misją ewangelizacji wczasowiczów, w szczególności młodych wczasowiczek, że nawet nie miał czasu ze mną porozmawiać. - Tak, tak wrócimy do tego wieczorem - próbował mnie zbyć wielokrotnie kiedy akurat mu przerwałem wystąpienie do "zbłąkanych owieczek". Chyba miał mi za to za złe, że próbuje się wcinać, przeszkadzać mu. No tak. To nie poważne. A poważne jest wzięcie mnie jako zakładnika i przetrzymywanie mnie tu na dłużej? Dobra. Postanowiłem zrobić po swojemu i przeprowadzić własne śledztwo. Skoro oni wolą się opierdalać, to ich sprawa. Mi zależy na tym, żeby sprawę doprowadzić do końca.
   Gdy odbierałem pickupa z warsztatu zapytałem wprost Degusti'ego: - Wiesz, ty znasz tą okolicę jak własną kieszeń, nie mógłbyś mi doradzić gdzie tu się mieści jakaś stacja badawcza, może coś słyszałeś czy coś budują na odludziu? - spojrzał na mnie ze zdziwieniem.- W Cupertino jest stacja meteorologiczna, o innej nie słyszałem. Zresztą każde miasto ma. I Saratoga, i Los Gatos i inne - odparł. - A może nazwisko Fergusson jest ci znajome? - spytałem. - Czekaj, sprawdzę w bazie danych w komputerze. Możliwe że robił u nas przegląd techniczny.- chwila ciszy i..- Jest! Jorgen Fergusson. Ford Mustang GT 5 litrowy silnik V8 rozrząd DOHC 4 zawory na cylinder 417 KM 529 Nm o kurczę niezła fura! Wymiana przednich tarcz hamulcowych marki Brembo 10 lutego 2005r na kanale 2, kierownik zmiany Steve Mckortney. Spójrz, jest fotografia z tablicą rejestracyjną z San Jose. Mechanicy nie mogli się oprzeć i cyknęli mu parę fotek na parkingu. Brawo chłopcy - ucieszył się a ja razem z nim -Myślisz że jeszcze tutaj wróci? - spytałem. - Wróci. Sądząc po stanie hamulców facet lubi sportową jazdę. Gdzie mu się tak śpieszy? - pytanie zawisłą w powietrzu - Też bym chciał wiedzieć... cdn


piątek, 11 maja 2012

Dziennik Bradeniowskiego cz.2

25 kwietnia 2005
Saratoga Oaks Lodge
Saratoga CA USA

Wspominałem już raz o tym jak redagowałem teksty w redakcji Głosu Berny o nałogu alkoholowym jako chorobie mającej destruktywny wpływ na codzienne życie. Akurat tak się złożyło, że miałem okazję tu w Saratodze zaprzyjaźnić  się z Ray'em Degusti, kierownikiem warsztatu samochodowego na 14660 Big Basin Way, wielkim fanem marki Chevrolet, więc jak zobaczył mnie w Silverado LS 4WD na podjeździe, wyszedł mi na powitanie z uśmiechem na ustach przypatrując się pickupowi z uwagą. Nawet mnie zaprosił do swojego biura, gdzie wypiliśmy po lampce koniaku i zamieniliśmy ze sobą kilka ciepłych uwag o aucie, o pobycie w Saratodze, o planach. Od początku miałem przeczucie, wsłuchując się w jego barwę głosu, że facet musiał wcześniej pracować jako prezenter radiowy bądź telewizyjny. I rzeczywiście instynkt mnie nie zawiódł, bo zamiast zapytać go wprost, sam przyznałem się że mam za sobą przeszłość dziennikarską, co go zelektryzowało na tyle, że śmiech go rozładował  - Taaak? Nie możliwe. Haha Ray Degusti Saratoga Hot Country KRTY hah! - nie mógł opanować śmiechu. Praca w radio było jego pasją od początku i gdyby nie słaba wola rzucenia nałogu alkoholowego, to może by nadal pracował w zawodzie jeszcze przez długie lata. Kochał to robić. Rozmawiać z ludźmi na antenie i puszczać składanki pop country. Miejscowi go pamiętają do dziś i nie robią mu wyrzutów za niepoważne incydenty podczas nagrywania audycji. Leczył się w ośrodku terapii uzależnień w Cupertino. Wrócił po około roku, lecz nie do radia tylko do warsztatu na przyuczenie. Zaczynał od prostych rzeczy. Począwszy od zamiatania hali, wyrzucania śmieci, szkła po demontaż karoserii, wstawianie przednich szyb, wiercenie, szlifowanie, polerowanie części itd. Ktoś inny na jego miejscu rzucił by tę robotę po tygodniu. Bo za ciężko. Ale nie on. Miał silny charakter i silną wiarę. Wiedział, że opaczność boska czuwa nad nim odkąd wrócił do Saratogi po odwyku w Cupertino. Mogłem z nim jeszcze gadać długo, ale czas naglił. A Silverado czekała wizyta w lakierni. Pozdrowiłem go i wróciłem do hotelu.
Pobyt w Saratoga Oaks Lodge dobrze służył moim pobratymcom. Zastałem ich w ogrodzie przy stoliku w towarzystwie jakiejś kobiety. Paliła cienkiego papierosa. Kiedy się zjawiłem, wstała i przywitała się - Lorena O'Dell, bardzo mi miło pana poznać - odparła. - Michał Bradeniowski, mi również - powiedziałem i od razu zareagowałem - koledzy panią zaczepili? To nie ładnie z ich strony, może odprowadzę panią do apartamentu? - zapytałem. - Nie, nie trzeba. Właśnie miałam się zbierać. Moja kicia czeka aż ją nakarmię. Biedactwo. Ciao - pomachała na pożegnanie po czym zniknęła w gęstwinie ogrodu.  cdn

środa, 9 maja 2012

Dziennik Bradeniowskiego cz.1

24 Kwietnia 2005
Saratoga Oaks Lodge
Saratoga CA USA

Dzień pierwszy

Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu…
Mmm.. nie sądzę by z braku wody w pustej szklance odechciało mi się pisać o tej porze. O nie. Kiedyś jak mi się zdarzy zabłądzić gdzieś w lesie, bądź w górach, kompletnie wycieńczony wędrówką i okarze się, choć to absurdalne, że w promieniu stu kilometrów nie znajdę źródła wody, to moją ostatnią wolą byłaby chęć spisania swoich myśli na przypadkowym kamieniu, pniu drzewa ( choć wiem że to nielegalne i karalne). W każdym razie na czymś co sprawi że informacja którą pozostawię dla potencjalnego odbiorcy nie wyblaknie jak kartka papieru, czy też nie ulegnie spaleniu, chociaż w tym ostatnim przypadku miałbym wielkiego pecha gdyby znalazł się śmiałek gotów spalić drzewo wraz z moim świadectwem istnienia. To „kiedyś” zdawało mi się być realne w perspektywie czasu, zważywszy że los mnie rzucił tu, do Saratogi, która kojarzy mi się na wiele sposobów. M.in. z wypoczynkiem w spa, pobytem w winiarni, restauracjach, zwiedzaniem Saratoga Village, japońskimi ogrodami Hakone oraz Pet Party. Jednym słowem nie ma co narzekać na nadmiar atrakcji.

Fakt że jest już grubo po północy, księżyc w pelni mieni sie na tle bezchmurnego nieba, a czas zlecial tak szybko, ze jakbym dopiero co slyszal pastora który odmowia modlitwe na zakonczenie dnia, Bertocella miałczącego na balkonie  co w moim odczuciu wygladalo na probe przypodobania sie okolicznym kitties i  Giuseppe łykajacego te jego pigulki na epilepsje. W koncu wszyscy poszli spac i zostalem tylko ja. No. Zmęczyła ich wyprawa na Mountain Winery. No ale widok na Silicon Valley zrekompensował wszystko. Trud i staranie nie poszły na marne.

poniedziałek, 7 maja 2012

Chciałbym opowiedzieć swoje życie kelnerowi (41)

Pamięć o przeszłości nie dawała mi spokoju. Jak w kalejdoskopie przeżyłem to ponownie tyle że w przyspieszonym tempie. Czas realizacji ustawiony był od momentu pierwszego spotkania w barze hotelu Los Gatos Lodge, gdzie poznałem Jerrego do chwili gdy zgarnął mnie pluton rebeliantek o blond włosach w Madrycie w hotelu De Las Letras. Dyszałem. Pociłem się. Miałem dość, bowiem projekcja powtarzała się cyklicznie i nie miała mieć końca. Krzykami NIE! NIE! nic nie zdziałałem dopiero STOP! przerwało pasmo uciążliwości przenosząc mnie do przeszłości, do momentu kiedy wyszła sprawa krzyża. Krzyż, który stał się pomocną informacją w celu zlokalizowania tajnych baz sejsmograficznych do wzbudzania fal uderzeniowych powodujących trzęsienia ziemi. Analizując długości poszczególnych boków oraz odwzorowując odpowiednie punkty na mapie doszliśmy do wniosku razem z pastorem Luppo, kotem Bertocello oraz Giuseppe, że to musi być Saratoga. Tego dnia gosposia Margo przygotowała wykwitną ucztę w domu przyklasztornym.
- Campari? - spytała. - Tak, poproszę - nalała do kieliszka czerwony aperitif. Podziękowałem skinieniem głowy. Śmiano się, bito brawo i rzucono się na tort, który teraz wniosła Margo. Dla ukoronowania wieczoru, jak powiedziała. Następnego dnia w południe z bożym błogosławieństwem wyruszyliśmy w podróż pickupem  Chevroletem Silverado LS, tym samym co uciekałem ulicami San Jose przed niebezpiecznym drwalem, stanową 280ką na zachód, następnie  krajową 17ką na południe w kierunku Cambell a następnie 85ką na Saratogę. Kierowcą byłem ja, obok siedział pastor, natomiast na tylnych siedzeniach usadowili się Giuseppe już w lepszym samopoczuciu oraz Bertocello. Grali w karty. Murzyn jęczał i gestykulował, bo ciągle przegrywał. Kocur żyłkę hazardzisty miał we krwi. Był bezbłędny w swoich poczynaniach. Wychwytywał rozgorączkowane spojrzenia, nerwowe gesty przeciwnika. Wszystko widziałem przez lusterko kierowcy i byłem pod wrażeniem konfrontacji czarnoskóry vs czarny sierściuch.
Saratoga Avenue biegnie przez całe miasto aż do przecięcia się z 5 Street i 6 Street gdzie mieści się Saratoga Oaks Lodge: 
Zatrzymaliśmy się tu tymczasowo. Przy najmniej na tydzień dla rozpoznania terenu. Oto jakie nam przydzielono pokoje:


czwartek, 3 maja 2012

Chciałbym opowiedzieć swoje życie kelnerowi (40)


Strumień  intensywnego dziennego światła padał na betonową nawierzchnię rzucając cienie okratowanego okna. Leżałem na plecach w kaftanie bezpieczeństwa zwrócony oczami w kierunku najjaśniejszego miejsca. Łza napłynęła mi do oka. Mrugnąłem. Spłynęła po policzku i skapnęła na podłogę. Płakać mi się chciało, bo czułem się bezradny w obliczu losu. Traciłem powoli nadzieję w odzyskanie córki, mimo że zapewniono mnie że ją niebawem ujrzę. Złe myśli przychodziły mi do głowy. Czy ją także spętali i trzymają w zamkniętym pomieszczeniu? - Nie, nie to niemożliwe! - krzyczałem w myślach - no jak, 8 letnią dziewczynkę narażać na takie tortury? Jakim trzeba być potworem, bestią, aby dopuścić się takiego czynu! - NIEEE - teraz to już krzyczałem na całe gardło, ile mi starczyło sił w płucach.- ZOSTAWCIE JĄ W SPOKOJU ( LEAVE HER ALONE!) MARJORIE! - na koniec rozpłakałem się jak dziecko i z tej rozpaczy umknęło mi, że coś się zmieniło w otoczeniu. Tak jakby zmieniła się scenografia, pojawili się aktorzy na scenie, a ja byłem widzem w kaftanie.Ukazali mi się: Jerry jako barman, Patysia w anielskim wdzianku, Bertocello wsparty na dwóch łapach wyprostowany jak strzała, pastor Luppo, drwal z siekierą, Giuseppe, moja żona Joanna i wiele innych. Stali obok siebie w rzędzie przy czym wydawało mi się że kolejność nie była przypadkowa. Jerry jako pierwszy miał dotąd największy wpływ na rozwój zdarzeń. Patysia również. Dużo jej zawdzięczam, lecz nie mogę pojąć czemu tak nagle mnie opuściła. Bertocello. Kot dżentelmen. Prawdziwy wzór do naśladowania. I można by dalej wymieniać, jednak nurtowało mnie pytanie czemu właśnie tak a nie inaczej? cdn

wtorek, 1 maja 2012

Chciałbym opowiedzieć swoje życie kelnerowi (39)

   W mało klarownych sytuacjach nigdy nie ufaj kobiecie. Pamiętaj na przyszłość, by nie popełniać takiego błędu, jakiego dopuścił się Michał Bradeniowski. Raz że podszedł za blisko. Dwa że stracił czujność i nagle budząc się oblała go niedopitym drinkiem. Chwila nieuwagi i puściła się pędem do pokoju, a ja ociekałem porzeczkową cieczą na twarzy. Chlapnęło mi parę kropel na koszulę. Eh, a co mi tam. Stać mnie na nową. Zdjąłem i wyrzuciłem do kosza. Z gołym torsem wkroczyłem do sypialni, gdzie spodziewałem się Rosy.
- Wybierasz się gdzieś? - spytałem, widząc jak układa i pakuje swoje rzeczy do torby podróżnej
- Tak. Do Sao Paulo. Wiesz takie miasto w Brazylii - próbowała się nabijać ze mnie, ale takim podejściem, to mogła co najwyżej muchy przeganiać, ale nie mnie. Pomyślałem, że teraz to dobry moment, żeby się ujawnić.
- Komuś musi bardzo zależeć na tobie, skoro wysyła za tobą list gończy z nagrodą 1000$ za schwytanie sprawcy. A właściwie sprawczyni. Tylko czego? Co żeś przeskrobała, powiedz - bardziej łagodnie to chyba  nie dało się tego powiedzieć. Rosa dalej pakowała się w milczeniu. - Ukradłaś cukierka ze sklepu? A może porwałaś pluszowego misia córeczce prezydenta Hiszpanii? - Wyjaśniłem jej moje wcześniejsze plany o współudziale w odnalezieniu córki. Nadal milczała i chodziła w te i we wte szukając swoich rzeczy. Chwyciłem ją mocno za nadgarstek. Jęknęła. - Posłuchaj mnie kotku. Nigdzie się nie wybierasz. Skoro cię szukają, to na granicy już znają twoją buźkę. W bajeczkę o wyjeździe do Sao Paulo może bym uwierzył gdybym miał umysł 5 latka, a nie dorosłego faceta grubo po trzydziestce. Jesteś ze mną i liczysz się z moim zdaniem. Tylko dzięki mnie możesz uniknąć kłopotów. Mam pieniądze i łeb na karku. Pomożesz mi odszukać Marjorie, jasne? - końcówkę mocno zaakcentowałem, wiedząc że dotarło do niej chociaż 'jasne'.
    Nagle usłyszałem łomot w drugim pokoju. Huk i trzask. Eksplozja! Siła uderzenia była tak ogromna że upadłem na podłogę a w ścianie dzielącej salon z sypialnią powstała wielka na 2 metry dziura. Krztusiłem się pyłem z wybuchu próbując wstać o własnych siłach. Cząsteczki pyłu zaczynały opadać swobodnie na podłogę tym samym zdolność widzenia poprawiała mi się znacznie, na tyle że mogłem dostrzec stojące na przeciw mnie kobiety. Wszystkie blondwłose, ubrane w mundur wojskowy w kolorze moro,  z przerzuconym na ramię pasem z amunicją, uzbrojone w pistolety, karabiny, czerwoną opaskę na czolę i noże. - O cholera - przekląłem na głos. Rosa też dołączyła do nich. - Ubierz coś na siebie. Pójdziesz z nimi widzieć się z córką - oznajmiła ze spokojem w głosie. A mnie zamurowało. Nie wiedziałem co mam myśleć. Byłem kompletnie wytrącony z równowagi. cdn