piątek, 18 listopada 2011

BACH BACH

BACH BACH I LEŻYSZ JAK DŁUGI
WALCZYSZ O PAS I WELKIE ZASŁUGI
LECZ MISTRZEM JESTEM TYLKO JA
JA POLAK Z BERNY JEDEN A

Do walki przygotowany, rzucam się na ściany,
kocie ruchy drapieżne ciosy, dokopie ci podaj mi kocyk, ze zmęczenia pot strugami spływa mi po szyi napierdalam cię po głowie, za to ci powiem,
Że agresywnym być to dar a nie przekleństwo boże,
na ringu jestem perfekcjonistą przeciwnik jest dla mnie nikim zwykłym pozerem daltonistą
Lejdis and dżentelmen sędzia wita, nastrój emocje laski gorące wrzawa szykuje się wielka zabawa, wchodzie po królewsku w płaszczu przede mną szare dajhatsu pamiętam mówił trener przed walką: nie ma być przypału przeciwnik musi odczuć ze jestem tirem nocnym wampirem jakiś problem to przyjebie kijem

BACH BACH I LEŻYSZ JAK DŁUGI
WALCZYSZ O PAS I WELKIE ZASŁUGI
LECZ MISTRZEM JESTEM TYLKO JA
JA POLAK Z BERNY JEDEN A

wtorek, 15 listopada 2011

Chciałbym opowiedzieć swoje życie kelnerowi (15)

   A ja dałem nura do szafy i...przez dłuższą chwilę panowała ciemność. Wtem głos przemówił: 'Niechaj stanie się światłość'. I nastała światłość. Nie mam tu na myśli światła słonecznego tylko dość nietypowego rodzaju  stan widzialności otoczenia uniemożliwiający uchwycenie perspektywy. Wszechobecna biel. Pustka i cisza.
- Halo. Czy ktoś tu jest?! - krzyknąłem. A echo poniosło glos mój w bezgraniczne obszary bieli. Denerwowała mnie myśl bycia na nieznanym terenie i poczucia niepewności. Krzyczałem, tupałem bez przerwy dopóki lament mój przerwał głos. Ten sam co sprawił że światłość jest dziełem jego mowy:
- Człowieku! Czy musisz mi przeszkadzać akurat w trakcie posiłku. Ty darmozjadzie. Spotka Cie kara.  Patysia! Chodź tu szybko! Zajmij się proszę naszym klientem. I pamiętaj Bradeniowski nie życzę sobie podobnych wybryków w przyszłości. Będę miał cię na oku. - skończył.
Z daleka zbliżała się do mnie pewna postać. Dostrzegłem ją dzięki migajacej lampeczce koloru czerwonego. Stałem spokojnie na swoim miejscu i czekałem aż podejdzie na taką odległość bym mógł ją ogarnąć wzrokiem. Biała karteczka na łańcuszku zawieszona na szyi identyfikowała jednoznacznie osobę.
PATYSIA - ANIOŁ - WYDZIAŁ PREWENCJI. Ubrana w białą tunikę z krótkim rękawem i dużym dekoltem, o jasnej karnacji skóry i bujnych kasztanowych włosach. Szła boso po ziemi. Zatrzymała się centralnie przede mną. Miałem wrażenie, że znam skądś to spojrzenie. Czyżby to nie stewardessa nucąca mruczankę w samolocie rejsu numer LH9052? Pytanie pozostało bez odpowiedzi, bo pani Patysia wydała rozkaz:
- Idziesz za mną Bradeniowski! Szybciej! Nie mam czasu! - jej krzyk przeraził mnie. Miała coś złowrogiego w sobie, pomimo swojej urody i nienagannej postawy. - Muszę ci pokazać, coś spartolił! - zaśmiała się szyderczo.
- Ja? Niby co poszło nie tak? Nic na to nie poradze ze problemy się mnie trzymają od zawsze. Toż to cud że uszedłem z życiem. Ten kocur by mnie zmasakrował.. Wogóle gdzie jest Jerry, wiesz gdzie On jest?
- Dosyć tego! - przyspieszyła, a ja chwyciłem ją za ramię i powiedziałem:
- A jeśli się sprzeciwię.. - tonem zdecydowanym jak nigdy dotąd.
- Wtedy będe musiała Cię zabić - nie miałem wyjścia. Musiałem się jej posłuchać. Podążałem za czerwoną lampeczką migającą na czubku głowy Patysi. Lepsza Patysia niż dać się złapać kotu jak mysza...