czwartek, 3 maja 2012

Chciałbym opowiedzieć swoje życie kelnerowi (40)


Strumień  intensywnego dziennego światła padał na betonową nawierzchnię rzucając cienie okratowanego okna. Leżałem na plecach w kaftanie bezpieczeństwa zwrócony oczami w kierunku najjaśniejszego miejsca. Łza napłynęła mi do oka. Mrugnąłem. Spłynęła po policzku i skapnęła na podłogę. Płakać mi się chciało, bo czułem się bezradny w obliczu losu. Traciłem powoli nadzieję w odzyskanie córki, mimo że zapewniono mnie że ją niebawem ujrzę. Złe myśli przychodziły mi do głowy. Czy ją także spętali i trzymają w zamkniętym pomieszczeniu? - Nie, nie to niemożliwe! - krzyczałem w myślach - no jak, 8 letnią dziewczynkę narażać na takie tortury? Jakim trzeba być potworem, bestią, aby dopuścić się takiego czynu! - NIEEE - teraz to już krzyczałem na całe gardło, ile mi starczyło sił w płucach.- ZOSTAWCIE JĄ W SPOKOJU ( LEAVE HER ALONE!) MARJORIE! - na koniec rozpłakałem się jak dziecko i z tej rozpaczy umknęło mi, że coś się zmieniło w otoczeniu. Tak jakby zmieniła się scenografia, pojawili się aktorzy na scenie, a ja byłem widzem w kaftanie.Ukazali mi się: Jerry jako barman, Patysia w anielskim wdzianku, Bertocello wsparty na dwóch łapach wyprostowany jak strzała, pastor Luppo, drwal z siekierą, Giuseppe, moja żona Joanna i wiele innych. Stali obok siebie w rzędzie przy czym wydawało mi się że kolejność nie była przypadkowa. Jerry jako pierwszy miał dotąd największy wpływ na rozwój zdarzeń. Patysia również. Dużo jej zawdzięczam, lecz nie mogę pojąć czemu tak nagle mnie opuściła. Bertocello. Kot dżentelmen. Prawdziwy wzór do naśladowania. I można by dalej wymieniać, jednak nurtowało mnie pytanie czemu właśnie tak a nie inaczej? cdn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz