niedziela, 22 stycznia 2012

Chciałbym opowiedzieć swoje życie kelnerowi (21)

   Śnieg prószył obficie. Kask uciskał mnie w okolicach skroni. Kwadrans już dawno minął, a ja cały czas kroczyłem za patysiowymi śladami zrobionymi na mokrym śniegu. Prawdę powiedziawszy zmęczyła mnie ta wędrówka i moja przewodniczka chyba to wyczuła, bo nagle przystanęła i zwróciła się do mnie słowami:
-Chyba coś źle wstukałam w GPSie. Mieliśmy dotrzeć na ul. Mikołaja Kopernika, a jesteśmy na Christiana Andersena. Dziwne. No cóż. Zróbmy sobie przerwę i wstąpmy do Bertocello's Club. O tam - wskazała palcem na świecący seledynowy neon o zakręconej czcionce - przy okazji dowiemy się czy dotarliśmy w odpowiednie miejsce. - podeszliśmy bliżej do budynku, który wyrósł nagle pośród metrowych zasp śniegu. Wielka strzelista konstrukcja z mansardowym dachem wyglądała majestatycznie w zaistniałych okolicznościach. W jednym oknie świeciło się światło rozchodzące się z końca obszernej sali tanecznej. Drzwi wejściowe miały mosiężną kołatkę w kształcie głowy lwa. Chwyciłem ją. Stuknąłem raz, dwa, trzy..i czekałem aż coś się wydarzy. Po dłuższej chwili dobiegł mnie dźwięk gongu ..i.. drzwi otworzyły się same. Przepuściłem Patysię pierwszą. Weszła bez marudzenia w nieznajome pomieszczenie, a ja za nią. Zdjąłem uciskający kask, rozpiąłem trochę kombinezon narciarski, po czym rozejrzałem się wokoło.
Wnętrze było puste i ciche. Jedynie kraniec pomieszczenia, skąd dobiegało światło stojącej lampy tuż przy oknie, wzbudzał zainteresowanie, a to za sprawą długiej barowej lady i trzech hokerów dosuniętych starannie.
- To ma być klub? A gdzie muzyka, gdzie są ludzie, gdzie barman? - pomyślałem z obawą. - chwila, Bertocello's Club, brzmi skądś znajomo..- Patysia klasnęła w dłonie i zza lady wyłonił się ON. Nie sądziłem, że nasze drogi kiedykolwiek się skrzyżują. Jego oczy mówiły same za siebie. Czarny Kocur Bertocello, tym razem w dostojnym stroju wieczorowym i wyprostowany jak struna, na dwóch łapach i ani drgnął. Zdawał się być w pełni zależny od Patysi, gotów zrobić dla niej wszystko - Napijesz się czegoś Bradeniowski? - spytała, to pytanie zbiło mnie trochę z tropu. Poczułem się znowu samotny i zagubiony. Po czyjej ona jest stronie, straciłem kolejnego sojusznika? - Taak - odpowiedziałem, choć wolałbym nic nie mówić, skończyć w końcu tą całą maskaradę i obudzić się z tego niekończącego się snu. - To co zwykle..whisky z lodem.. oczywiście - odparłem. Kocur dał nura pod ladę, po czym wyskoczył jak z procy lądując na dwie łapy (lekko ugięte w kolanie), trzymając pewnie górnymi kończynami szklankę ze złocistym trunkiem. Sięgnąłem po nią powoli. Poruszył wąsiskami. Odczytałem to jako Dziękuję. Był uprzejmy, tak jak zawsze. Odszedł na stronę. cdn

2 komentarze:

  1. Bradeniowski – następnym razem pamiętaj! Jak wchodzisz do knajpy z panią to idziesz pierwszy, by w razie potrzeby torować jej drogę. Intuicja dobrze Ci podpowiedziała ;-) "Weszła bez marudzenia w nieznajome pomieszczenie". No chyba, że anioł nie kobieta :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Najważniejsze są pierwsze i najbardziej ogólne zasady savoire vivre`u, a one mówią, że wszelkie nasze postępowanie powinno ułatwiać innym życie i czynić je wygodniejszym. Mamy ułatwiać przejście przez drzwi kobiecie a nie narażać ją na niewygody. Jest pewien szczegół,który dopiero teraz zauważyłem. Czy drzwi w tym przypadku otwierają się do środka czy na zewnątrz. O ile w pierwszym przypadku nic nam nie grozi, to w drugim Bradeniowski musiałby stanąć pierwszy by w razie gwałtownego ruchu w zawiasach przyjąć na 'klatę' drewnianego kolosa. :)

    OdpowiedzUsuń