czwartek, 19 stycznia 2012

Chciałbym opowiedzieć swoje życie kelnerowi (20)

Tymczasem w Ząbkach na ul. Kopernika pod latarnią stoi dwóch mężczyzn w płaszczu. Jeden z nich miał ciemny kapelusz na głowie. Jest już grubo po północy, koty już przestały miałczeć, ucichły sąsiedzkie awantury. To dogodny moment, by przedyskutować pewne kwestie.
- Na ulicy można przystawać tylko wtedy, gdy się nikomu nie przeszkadza - odpowiedział jeden.
- Hej szefie, mamy problem..eh.. - widać, że był zdenerwowany, cały się pocił - jak ci to powiedzieć..eee.. kojarzysz Bradeniowskiego.. noo.. pracował kiedyś dla ciebie.. Dostałem cynk że przyleciał do Polski i chce... rozliczyć nas z przeszłość..- zamilkł
- Nas? Nie ma nas. Mów za siebie - gdyby głos mógł kruszyć ściany, to ów mężczyzna mógłby tego dostąpić. - Bradeniowski..mmm - no tak wrobiliśmy go w zabójstwo jego żony. (śmiech) Nie wiem jak mu się udało uciec z kraju. Musiały go zwerbować jakieś służby. Nawijaj dalej - zwrócił się do podwładnego.
- Bo widzisz, szefie, .. on właściwie jest już w Ząbkach, jest z nim jakaś kobieta. Wyglądają trochę dziwnie, ubrani w stroje zimowe mimo że jest środek wiosny..Czy.. mam ich załatwić? - zapytał posłusznie
- Tak, oszczędź dziewczynę. Ale Bradeniowskiego masz zabić. Myśle, że jedna kulka wystarczy, co.. - odwrócił się żeby zapalić papierosa.
- No pełen profesjonalizm, ma się rozumieć, szefie! - pełen entuzjazmu opuścił miejsce bez pożegnania.
Latarnia oświetlała postać w płaszczu z kapeluszem na głowie. Mężczyzna rzucił niedopałek do kałuży. Na odchodnym wzięło go na westchnienie: Eh Bradeniowski.. - doszedł do skrzyżowania ulic Kopernika i Powstańców i zniknął za rogiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz