sobota, 2 czerwca 2012

Michał Bradeniowski w RBB (cz.3)

Mam nadzieję że słychać nas dostatecznie dobrze. Nasz gość kręci głową. Nie przypadł panu do gustu Krzysztof Krawczyk w utworz Bo jesteś ty? Pozwolę sobie wyprzedzić pana odpowiedź, bo sądzę że uzna pan, że więcej w tym jest komercji niż artystycznej twórczości?
Sam sobie pan odpowiedział na pytanie. Jednak nie do końca. Poznałem Krawczyka w Los Angeles na początku swojego pobytu w Stanach, nie wiedząc wtedy że jest popularnym piosenkarzem. Zanim trafiłem do redakcji LA Times załapałem się do tymczasowej roboty, która miała polegać na kładzeniu dachówek w dzielnicy Wilshire. Ekipa budowlana liczyła cztery osoby. Teddy O'brain, Micheal O'dell, Ja i Krawczyk Wiedziałem, że skądś go kojarzę. A tak swoją drogą nieźle zapieprzał na budowie. Wołaliśmy na niego Powerkraft. Powerkraft good job!Yeah! Dopiero gdy pewnego dnia przeglądałem prasę chicagowską w kartotece redakcji, odbywając staż dziennikarski, rzucił mi się w oczy tytuł na pierwszej stronie Wielki Trubadur powraca w wielkim stylu! i obok jego fotografia - elegancko ubrany, z wąsem, nachylony przed mikrofonem. On pewnie dziś będzie się wypierał że nie zna Michała Bradeniowskiego, bo nawet ja nie mam pamięci do nazwisk, ale niech pamięta że wisi mi stuwę, sto dolców! I kiedyś mu to wypomnę jak nasze drogi się zejdą. (śmiech)
Tak. To ciekawa historia, natomiast mnie interesuję właśnie wspomniany staż w redakcji. Jak znosiłeś presję czasu, świadomość że mogli cię wywalić z chwilą gdy na biurku naczelnego nie pojawi się zlecony artykuł za 5 minut o np. kopulacji ssaków w Kanadzie?
(śmiech) O kopulacji nie. Ja pisałem o uzależnieniu alkoholowym u dorosłych ludzi, tych którzy bardzo szybko zrobili karierę zawodową, można powiedzieć zachłysnęli się tym świeżym przypływem gotówki, kupowaniem na potęgę, zaciąganiem kredytów na kilka samochodów, domy, jachty itd, po czym równie szybko zostali na lodzie, no bo któż by się spodziewał, że można kogoś tak po prostu zwolnić z pracy. Sorry pal, you're fired  Wszystko nagle się wali jak domek z kart. Bo w naturze ludzkiej, proszę pana, ma pan dwa wyjścia jak nieszczęście: albo wódka albo Bóg. Smutki płyną z wódką. Dokładnie tak jest. A w redakcji pracowałem zaledwie sześć miesięcy, po których przeniesiono mnie do Baltimore w Maryland. Nawet nie kojarzę teraz redaktora naczelnego. Jakiś Bob, albo Beny...(myśli)
The Baltimore Sun? Czemu właśnie tam?
Nie wiem. Musieli chyba znaleźć adnotację w moim CV że interesuje się baseballem. Stąd taka, a nie inna decyzja. Mam tu przed sobą parę fotografii z rejsu po zatoce Curtisa m.in. widok na National Aquarium, zachody słońca, fale itd. Jeżeli któryś ze słuchaczy chciałby stać się ich posiadaczem oczywiście z moim autografem, to żeby nie było tak łatwo, należy odpowiedzieć na pytanie i wysłać odpowiedź na maila. Pytanie brzmi: Z czym Panu/i kojarzy się dzielnica Baltimore? Tylko proszę nie pisać, że z baseballem (śmiech). Rozumiem że to koniec?
Koniec. Nie mam więcej pytań. Proszę Państwa, moim i państwa gościem dziś w studio był Michał Bradeniowski. Dziękuję za rozmowę.
Ja również. Do zobaczenia w innym wymiarze. Kumaci wiedzą co mam na myśli.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz