środa, 13 czerwca 2012

Chciałbym opowiedzieć swoje życie kelnerowi (44)

Kręciło mi się w głowie. Świat wirował mi przed oczami i ledwo co trzymałem się na nogach. W końcu upadłem na posadzkę i znowu poczułem to samo. Bezradność. Winda zniknęła, a pojawiło się okratowane okno w ceglanej ścianie przez które wydobywał się intensywny strumień światła oraz zaryglowana brama, a za nią bezgraniczna ciemność. Wystraszył mnie nagły okrzyk: PODEJDŹ TU - dobiegający właśnie stamtąd. Bałem się. Przez chwilę siedziałem oparty ramionami, gdy ukazała się przy bramie ona. Patysia. Wypowiedziałem jej imię na głos dość wyraźnie, tak że musiała je usłyszeć. Milczała. Pochłaniałem ją wzrokiem. Jasną karnacja skóry,bujne kasztanowe włosy, seksowny, czerwony, lateksowy kostium z dużym dekoltem. Doszedłem do wniosku, że muszę wstać i podejść, a wtedy może coś się wydarzy. I tak zrobiłem. I się wydarzyło. Otworzyła bramę i kazała mi wyjść z celi. Nie próbowałem się ociągać. Skinieniem głowy dała mi do zrozumienia, że mam się udać za nią. No i znowu się zaczyna - pomyślałem. Główny korytarz mienił się światłem pochodni, a ja kroczyłem tup tup za Patysią. Nasze kroki odbijały się echem od kamiennych ścian. Brakowało mi czerwonej migającej lampeczki, która zdobiła dotychczas czubek jej głowy. I białej tuniki. Ten cały kostium psuł wszystko. Był ordynarny, sprośny. Typowy dla gwiazd filmów porno. Czy ja czegoś nie wiem? Za dużo pytań, za mało odpowiedzi. Usłyszałem szarpnięcie klamki i skrzypienie nienaoliwionych drzwi. Ona weszła pierwsza. Ja za nią.
Stanąłem jak wryty w ziemię i wpatrywałem się we wnętrze sali, w której po raz ostatni widziałem się z Patysią. Bertocello's Club. Szyld uaktywnił się w momencie gdy obejrzałem się za siebie. Zielony neon zapalał się i gasł z częstotliwością bicia ludzkiego serca. Pomieszczenie, które kiedyś było puste i ciche, nagle rozbrzmiało echem rozmów, dyskusji, jęków, śmiechów. To była sala rozpraw sądowych. Przy najmniej tak mi się zdawało i wszystko wskazywało na to, że to ja będę sądzony. Jeszcze nie wiem w jakiej sprawie, ale sądząc po reakcji tłumu Zdrajca! Oszust! Łotr! Morderca! nie mogłem czuć się spokojnie. Zniknął bar z trunkami i barman za ladą. No właśnie. Bertocello. Wiele bym dał teraz za szklaneczkę whisky - westchnąłem. Zasiadłem na właściwym miejscu, a obok mnie Patysia w lateksowym stroju. Proszę wstać, sąd idzie - odezwał się woźny. Otworzyły się drzwi wejściowe i patrzyłem na nią jak kroczy do stołu uginającego się pod ciężarem kodeksów, ksiąg prawniczych, akt itd. Usiadła sama. A gdzie prokurator? Kto odczyta akt oskarżenia. Wrzawa ucichła z chwilą pierwszego uderzenia młotkiem. BACH. Co za siła. Co za temperament - pomyślałem. Krótko obcięte czerwone włosy i sarnie oczy,duże, brązowe oczy; łagodne, płochliwe spojrzenie. Czyżby czerwony był teraz w modzie?
Sąd rozpoczyna rozprawę. Dziś na ławie oskarżonych zasiada Michał Bradeniowski. Proszę panią prokurator o przedstawienie sądowi aktu oskarżenia. - zwróciła się w kierunku Patysi. Tego było za wiele. Emocje, emocje i jeszcze raz emocje. Zemdlałem i zaliczyłem znów "glebę".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz