Madryt, stolica Hiszpanii, blisko 3 milionowe miasto tętniące życiem. Masa ludzi wiecznie uśmiechających się i całujących na powitanie w dwa policzki. Już teraz wiem, że nic tu się nie ukryje. Plotki szybko się roznoszą i o moim przybyciu wiedziało już co najmniej pół hotelu De Las Letras. Buenos días señor Bradeniowski ...Buenos días...Buenos días...- ciągle to samo od przypadkowych ludzi. A ja biedny nie wiedząc co odpowiedzieć przytakiwałem i rzucałem jakieś nic nieznaczące słowo po angielski Yeah. Yes. Hello. A mamusia i tatuś powtarzali: Ucz się pilnie języków. Teraz to się mści, zresztą nic nie wskazywało że trafię do Hiszpanii.
Popijałem pomarańczowego drinka z parasolką siedząc na tarasie balkonowym apartamentu wyciągając twarz do słońca kiedy ni stąd, ni zowąd przysiadła się do mnie kobieta. Musiała wykorzystać okazję, że nie zamknąłem drzwi wejściowych i zrobiła mi niespodziankę. To taki nawyk z przeszłości. Jakoś nigdy nie przyszło mi do głowy, że ktoś mógłby mnie okraść. A to spryciula. Nie będzie to dla nikogo zaskoczeniem, że pierwsze co usłyszałem z jej ust było Buenos días. Dalej nawijała po angielsku. Początkowo podejrzewałem że może chce mi coś sprzedać, albo namówić na jakiś pokaz garnków, lecz zbiła mnie z tropu, bo jej cele były zupełnie odmienne. Przedstawiła się jako Rosa Jiménez Cano, dziennikarka czasopisma EL PAÍS (Kraj) i chciała przeprowadzić ze mną wywiad. - Wywiad? Ze mną? O czym?- sami przyznacie że to dość dziwne. Ktoś taki jak ja, obcy człowiek, nagle staje się obiektem zainteresowań prasy. A nie jestem na tyle naiwny by uwierzyć, że szanowna pani redaktor pomyliła pokoje, lecz jest tu w konkretnym celu. - Słucham panią - odchyliłem się na bok by lepiej ją słyszeć, tak że widziała mnie z profilu. Przyglądała się przez chwilę mojej twarzy, oczom ukrytym pod czarnymi szkłami i zmierzchwionym ciemnym włosom. Wzięła głęboki oddech i wyrzuciła to z siebie. - Najlepiej jak się przejdziemy. W La Bardemcilla na Calle de Augusto Figueroa podają wyśmienite cafe macchiato. Skusisz sie? Wyjaśnię Ci wszystko na miejscu, ale musisz się zgodzić - nalegała i dałem się skusić, bo kobiecie nie wypada odmówić. Tym bardziej tak atrakcyjnej jak ona. Prezentowała się w sportowej sukience z dekoltem opiętej na biodrach, co podkreślało jej zgrabne pośladki i odsłaniało zgrabne nogi. Promieniowała świeżością i energią młodości. Nie to co ja. 35 lat na karku , powolny jak ślimak, bez poczucia humoru, wiecznie nieszczęśliwy, bez pomysłu na życie, zdany na los. Chwyciła moją dłoń i zeszliśmy na dół przed hotel...w drogę..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz