- Campari? - spytała. - Tak, poproszę - nalała do kieliszka czerwony aperitif. Podziękowałem skinieniem głowy. Śmiano się, bito brawo i rzucono się na tort, który teraz wniosła Margo. Dla ukoronowania wieczoru, jak powiedziała. Następnego dnia w południe z bożym błogosławieństwem wyruszyliśmy w podróż pickupem Chevroletem Silverado LS, tym samym co uciekałem ulicami San Jose przed niebezpiecznym drwalem, stanową 280ką na zachód, następnie krajową 17ką na południe w kierunku Cambell a następnie 85ką na Saratogę. Kierowcą byłem ja, obok siedział pastor, natomiast na tylnych siedzeniach usadowili się Giuseppe już w lepszym samopoczuciu oraz Bertocello. Grali w karty. Murzyn jęczał i gestykulował, bo ciągle przegrywał. Kocur żyłkę hazardzisty miał we krwi. Był bezbłędny w swoich poczynaniach. Wychwytywał rozgorączkowane spojrzenia, nerwowe gesty przeciwnika. Wszystko widziałem przez lusterko kierowcy i byłem pod wrażeniem konfrontacji czarnoskóry vs czarny sierściuch.
Saratoga Avenue biegnie przez całe miasto aż do przecięcia się z 5 Street i 6 Street gdzie mieści się Saratoga Oaks Lodge:
Zatrzymaliśmy się tu tymczasowo. Przy najmniej na tydzień dla rozpoznania terenu. Oto jakie nam przydzielono pokoje:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz